Bank BPH powinien zdecydowanie uruchomić Bankowe Usługi Psychiatryczne.

Będzie to usługa bardzo przydatna dla wszystkich klientów, którzy skorzystali z oferty usług internetowych tego banku.

Założyłem tam konto. Dlaczego? Bo tylko ten bank realizuje czeki starsze niż 3 miesiące. Do tej pory czeki przychodzące z Amazona realizowałem w BZ WBK. Tanio nie było, trwało długo, ale przynajmniej dało się załatwić. Ale starszych niż 3 miesiące z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu nie biorą. Może chodzi o to, żeby banki teraz tak szybko bankrutują?

W BPH jest, o dziwo trochę taniej. I też się da załatwić.

Właściwie to się dopiero okaże za jakieś 6-8 tygodni, bo tyle trwa w Polsce zamiana czeku na pieniądze.

Jest to – bez żadnej przesady teraz mówię – poziom usług finansowych z czasów średniowiecza. Bank Medyceuszy w XV wieku nie potrzebował 6 tygodni na zamianę not bankowych na złoto. A banki polskie w XXI potrzebują. Takie muzeum!

Musiałem jednak to konto założyć, bo co mam zrobić z tymi czekami? Prowadzony doświadczeniem mBanku i BZ WBK, gdzie internetowa bankowość jest naprawdę szybka i wygodna, wybrałem sobie konto Direct. Takie internetowe.

„Direct” – to chyba od „Director” w tym wypadku, bo na pewno nie od „bezpośredni„. To co trzeba nawyprawiać, żeby móc to konto w ogóle obsługiwać, może wysłać każdego przyzwyczajonego do nowoczesnej bankowości na kozetkę i rozmowy o dzieciństwie.

Samo uzyskanie koperty z hasłem u pracownika banku trwało pół godziny.

Najpierw pan siedział długo nad komputerem. Potem kazał mi poczekać i poszedł sobie gdzieś. Potem przyszedł z panią i zabrał się do mielenia danych. Latał tą myszą po ekranie, jakby relacyjną bazę danych na 40 tabel projektował. Pani podpowiadała i przypominała, że to tu wpisać, a to tam podpiąć, a tego nie zapomnieć, o owo wydrukować, i tak dalej, w nieskończoność.

W końcu wyszedłem z tą wymęczoną kopertą, pełen złych przeczuć, że moja praca z kontem internetowym w banku BPH będzie podobnie wyglądać.

I nic się nie pomyliłem. Ani trochę.

Już samo odkrycie jak się zalogować pokazało, co niesie przyszłość.

Oto mam do wyboru dwa systemy logowania. Każdy z nich opatrzony długą i szczegółową listą osób przynależących, która nic mi nie mówi, bo przecież ja nie znam wszystkich usług tego banku, ani ich terminologii. No skąd ja mam wiedzieć, czy moje konto jest wynikiem połączenia banku BPH i dawnego GE Money Banku? Czy ja naprawdę muszę poznać całą historię bankowości w Polsce, żeby się zalogować?

Po drugiej stronie ekranu mam znów system logowania, który składa się z dwóch innych systemów i dwóch nazw. Żadna nazwa nic mi nie mówi. Ale to chyba jednak to, bo tamto pierwsze to raczej na pewno nie.

Żeby się zalogować potrzebuję numer klienta. Skąd ja go mam znać, do cholery? O, znalazłem. Był na trzeciej stronie umowy małym drugiem, zaraz koło PESEL-u. Pesel, nawiasem mówiąc, też się podaje, zamiast numeru klienta, ale przy logowaniu się przez telefon, gdzie także trzeba znać telepin hasło do autoryzacji transakcji. Inne zupełnie niż wszystkie do tej pory.

Telepin ma mieć 4 cyfry, hasło do autoryzacji 6, hasło do serwisu przynajmniej jedną dużą literę, cyfrę, ileś-tam znaków i ch* wie co jeszcze.

Ale to jest małe piwo.

Najlepszy jest klucz.

Bez klucza nie da się zrobić nic, oprócz sprawdzenia czy masz coś na koncie. Co to jest klucz? A skąd ja mam wiedzieć?! Nigdzie nie wyjaśnili, tylko kazali zrobić.

Powiedzieli, że mogę mieć klucz na dysku, u nich zdalnie i gdzieś tam jeszcze. No to stwarzam klucz. Podaj nazwę. Podaj hasło. Za krótkie. Jeszcze raz. Dalej za krótkie. W końcu łyknęło. Kolejne hasło do kolekcji. I oczywiście ze względów bezpieczeństwa nie wolno haseł zapisywać – trzeba je wszystkie zapamiętać.

No dobrze, klucz dodany, ale cóż to widzę? No jasne – aktywacja klucza! Przycisku „aktywuj” nie ma. Jest informacja: aby aktywować zadzwoń do automatycznego serwisu.

Ale żeby móc toto aktywować w automatycznym serwisie musisz mieć telepin. Który dostaniesz przy pierwszej rozmowie.

Ok, proste. Wbrew pozorom jest to wszystko dużo prostsze od zakładania firmy w Polsce.

W serwisie telefonicznym, który też się jakoś-tam po bankowemu nazywa, zanim udało mi się ten idiotyzm aktywować, 7 razy usłyszałem, że w trosce o najwyższą jakość i tradycję marnowania czasu na powtarzane w kółko te same komunikaty, będą rozmowę nagrywać. 4 razy słyszałem o jakichś ofertach, 4 razy automatyczna pani powiedziała o ujednoliceniu numerów telefonu i że obecny, działający numer telefonu, to właśnie ten, na który dzwonię.

Po trzecim razie człowiek dostaje nerwicy albo zaczyna się śmiać.

Ja wybrałem coś pomiędzy.

Napis na stronie kazał mi wybrać po zadzwonieniu opcję nr 6, która nie istniała. Gadałem wobec tego z czterema konsultantami, którzy najpierw pytali mnie o pesele, cyfry z haseł, nazwisko panieńskie matki, kazali odpowiadać „tak” albo „nie” na pytania w stylu „czy ma pan u nas lokatę” (a ch wie czy mam, skąd ja mam wiedzieć jak się co u nich nazywa) i przełączali mnie z powrotem do automatów, którym znowu musiałem podawać PESEL i łączyć się z następnym konsultantem. Musiałem się mocno skupić, żeby w ogóle być w stanie wytłumaczyć tym konsultantom czego ja właściwie od nich chcę.

Po pół godzinie tego idiotyzmu pan mi aktywował w końcu głupi klucz.

I teraz już jest prosto: żeby wysłać przelew, muszę się zalogować numerem klienta i hasłem. Potem, po wpisaniu danych przelewu, wyskakuje okienko, w którym muszę wybrać w jakim formacie ma się zakodować przelew czy coś takiego. Nie wiem o co chodzi, więc wybieram to, co ładniej wygląda. Potem to już szybko: podaję plik klucza z dysku. Oczywiście, muszę mieć ten plik na każdym komputerze, tablecie i komórce, z którego korzystam. Następnie każę wygenerować kod SMS-owy, on przychodzi na komórkę, przepisuję. Dobrze jest. Teraz już tylko muszę podać hasło do wygenerowanego wcześniej klucza (tego z dysku) i już pierwszy przelew zrobiony!

No i jak wam się podoba procedura?

Podsumowując, żeby komuś wysłać 5 złotych, muszę znać na pamięć 7 rozmaitych kodów, haseł i pinów. Można z tego wszystkiego zapomnieć jak się twoja matka przed ślubem nazywała.

No nie wiem. Jak dla mnie ta procedura nie wygląda za dobrze.

Za mało bezpieczna!

Proponowałbym jeszcze kazać klientom wyrecytować ulubiony wiersz z dzieciństwa oraz w dwunastym kroku kazać przeformowatować dane przelewu w formacie XML-a na JSON-a, a następnie poprzestawiać kilka liter według zdefiniowanego wcześniej klucza, podanego przez sześciu niezależnych konsultantów. Każdy pod innym numerem telefonu, żeby było bezpieczniej.

W głowie mi się nie mieści, że ktoś z własnej woli chce być klientem tego banku.

No, chyba, że oni też mają czeki z tak mało znanych miejsc jak Amazon w tak egzotycznych krajach jak Stany Zjednoczone.

No.

To oprócz skansenów wsi polskiej, hymnu Koko Spoko, moherowych procesji w obronie krzyża i maszyn do pisania na komisariatach, będziemy mogli się jeszcze światu pochwalić średniowieczną bankowością.

Doceńmy w końcu walory turystyczne Polski.

Podziel się z głupim światem