Ten tytuł jest ironiczny, oczywiście.
Tak samo jak sam pomysł.
Wpadłem na niego kiedy kontemplowałem smutny fakt, że chciałbym sobie coś prenumerować, a nie mam co. Chciałbym coś – tak sobie dumałem – co nie jest ani o biznesie, ani o polityce, ani nie jest fantastyką. Ja bym chciał coś bardziej… sarkastycznego.
Jakiś czas temu trafił w moje ręce „Traktorzysta Pszczyński„. Jest to gazeta typu „zrób to sam” – bierze i drukujesz sobie sam. Podoba mi się. Luźna jest.
Ale ma tę wadę, że piszący tam naczelny jest fajny, a reszta to ludzie po szkołach. Znaczy: piszą wszystko tak, jakby to miało być na ocenę. A ja ocen nie wystawiam – ja ewentualnie mogę wzruszyć ramionami ze znudzoną miną i wyrzucić to, co wydrukowałem, do kosza.
Tak czy inaczej, marzył mi się taki sarkastycznik comiesięczny… Nawet malutki. Nawet taki dla jaj. Choćby nawet jedna historyjka na miesiąc. Fajnie by było. Byłby klimat.
A tak a propos jednej historyjki – znalazłem w sieci przedsięwzięcie pod tytułem „One Story„. Polega to na tym, że za $2.99 raz na miesiąc dostajesz w swoim Kindle jedno, oryginalne, wybrane opowiadanie. Jedno na miesiąc. Za każdym razem innego autora.
Fajne.
Ale dalej zbyt poważne.
Pomyślałem więc: „what the hell, a sam coś spróbuję”, i wymyśliłem pomysł taki: a zrobię miesięcznik sarkastyczny.
I – uwaga, będzie zaskoczenie – nie będzie go w internecie. Będzie na starym dobrym, papierze. W formie książeczki. Z przepiękną zszywką z prawdziwej polskiej stali w środku. I w środku będzie pełno sarkazmu, ironii, luzu i rozzłośliwionej wesołości.
A potem zacząłem sprawdzać czy to się w ogóle da zrobić.
Okazało się, że się da. Sprawdziłem.
Pozostało jeszcze zrobić stronę, gdzie człowiek może sobie takie malutkie mini-pisemko zaprenumerować, i powiedzieć wszystkim, że hej, weźcie i dajcie 7 złotych, a ja wam raz w miesiącu przyślę sympatyczną, papierową mini-gazetkę z czymś ironicznym w środku. W sam raz do czytania na kiblu śnieżną zimą.
No to zrobiłem stronę i właśnie wam mówię.
Pomyślcie: jakie by musi być niesamowite uczucie, wyjąć raz ze skrzynki na listy coś innego niż reklamy wołowiny, ogłoszenie z pizzerii, informację o zniżce na meble w Ikei i rachunek za telefon. Prawdziwy list!
Tak mnie ta wizja rozczuliła, że wymyśliłem „Ironizatora” – miesięcznik do czytania w WC!
I teraz, wam, najodważniejszym z odważnych, proponuję prenumeratę pierwszego, historycznego numeru Ironizatora. Którego jeszcze nikt nie widział. Nawet ja.
I to jest właśnie nowy, dziki pomysł barona Martina Lechowicza na rok 2012!
I co o tym sądzicie?