Widziałem wczoraj obrady sejmu. Koszmar.

Dzieciństwo mi się przypomniało. Za PRL-u było dokładnie to samo – parę osób miało realną władzę, a reszta robi teatr. Udaje, że bierze w czymś udział, że coś znaczą, a w rzeczywistości każdy robi co mu każą. Wszyscy udają, że dyskutują, że coś ustalają – ale wiadomo, że nic to nie zmieni. Wszystko już dawno ustalone.

Tak było w PRL-u. I to samo zobaczyłem wczoraj. Wyraźniej niż kiedykolwiek.

Ci, co mają teraz pełnię władzy przyjęli postawę, że skoro mają władzę, to ich już nie musi obchodzić prawo i konstytucja. Bo mogą przegłosować wszystko.

Trójpodział władzy zanikł. Prezydent robi to co mu każe partia, a partia robi to co jej każe prezes. Sądy? Sejm ignoruje albo przejmuje ich kompetencje. Niedawno uchwałą przegłosowali co ma moc prawną a co nie ma.

Morawiecki chodzi zadowolony, że w końcu ktoś go słucha, i powtarza przy każdej okazji, że dobro narodu jest ważniejsze niż prawo. I jeszcze jest z tego dumny. Poseł, który wyłącznie dlatego jest posłem, że prawo mu dało tą władzę, twierdzi, że prawo ma w dupie. Czy ktoś rozumie ten absurd?

I jakoś nie przyszło staruszkowi do głowy kto właściwie ma decydować o tym co jest dla narodu dobre. Partia? Zatęskniło do czasów młodości, co? Wtedy też prawo było nieważne. To partia decydowała co jest prawem.

Morawiecki walczył z tamtym reżimem. Ale teraz się okazuje, że walczył nie z koncepcją, że władza stoi ponad prawem, ale z tym, że stoją nad nim źli ludzie. A teraz, kiedy już stoją dobrzy ludzie, okazuje się, że opozycjonista Kornel Morawiecki ma identyczny sposób myślenia, co komuniści, z którymi walczył. Po prostu chciał być na ich miejscu.

Ironia. Duch historii pęka ze śmiechu.

Oglądałem ten #sejm i przeżywałem. Ostatni raz widziałem takie wkurzenie za Jaruzelskiego, w czasach jak się wszyscy kłócili czy orzełek ma być w koronie czy nie. Teraz też: posłowie protestowali, krzyczeli, machali w powietrzu konstytucją.

Godne to i sprawiedliwe. Tylko problem w tym, że obrońcami konstytucji stali się ci sami ludzie, którzy karierę w poprzednim sejmie zakończyli bezczelnym złamaniem konstytucji. Co dziś o czternastej przyznał wyrokiem Trybunał Konstytucyjny.

Trudno mi uznać hipokrytów za bohaterów. Nawet jeżeli mają rację.

Nie zmienia to faktu, że to co wyrabia w sejmie PiS mrozi mi krew w żyłach, bo to wygląda coraz bardziej jak preludium do rządów autorytarnych a la NSDAP. Widziałem jak kandydaci na sędziów biorą udział w głosowaniu nad kandydatami na sędziów. Tak, głosują na samych siebie! Przyszli sędziowie pokazują tym samym, jak bardzo się przejmują trójpodziałem władzy. Widziałem jak marszałek daje posłom czas na zadawanie kandydatom pytań, po czym… przechodzi natychmiast do głosowania. Pytania krążą sobie w powietrzu zdziwione, że nikt na nie nie odpowiada i zastanawiają się jaki jest sens ich istnienia. Ja im niestety nie pomogę – ja nie widzę żadnego.

No bo skoro już z góry wiadomo, jaki będzie wynik głosowania, to po co w ogóle cokolwiek w tym sejmie mówić? Po co się tam w ogóle ktokolwiek odzywa? Jaki sens ma istnienie sejmu, skoro o wszystkim decyduje nie dialog społeczny, nie rozmowa, nie argumenty, nie szukanie kompromisów, tylko rozkaz prezesa?

A w szkole mnie uczyli, że sejm istnieje po to, żeby reprezentanci narodu podczas rozmowy wypracowywali najlepsze dla wszystkich prawo. No widzicie: człowiek młody, to we wszystko uwierzy.

W głowie mi się nie mieści jak można być tak krótkowzrocznym. Kto teraz potraktuje prawo poważnie, skoro sama władza, która je ustanawia, bezwstydnie ma je w dupie? Prezydent robi co mu każą, a sądy są niepotrzebne. Wychodzi na to, że cała władza w ręce partii!

Znowu?…

Podziel się z głupim światem