Internet

2012-12-17Blog1189

Miałem z tym poczekać, ale pierniczę – nie chce mi się.

Po latach publikowania różnych rzeczy, po wielu eksperymentach i kilkukrotnych zmianach zdania na przeciwne, postanowiłem w końcu postawić na internet.

Internet – siedlisko ludzi o niskim poziomie moralności, inteligencji, odpowiedzialności, gdzie silniej niż gdziekolwiek należy nam się za darmo. Ale mimo wszystko wierzę, że ludzie zaczną rozumieć, że piosenki istnieją dzięki twórcom, a nie dzięki dystrybutorom. Nawet jeżeli tym dystrybutorem jest Mr Torrent, który robi to za darmo.

Rynek e-booków w Polsce to jakieś 10 milionów złotych rocznie. Papierowych – miliard. Z muzyką podobnie. Jak przystało na Culo del Mundo, wszyscy z jakimś perwersyjnym upodobaniem kupują muzykę na płytach CD zamiast zapłacić i ciągnąć przez Internet. I tak z tych płyt zaraz robią MP3, ale mimo to wolą płytę.

Dlaczego? Nikt nie wie. Może lubią muzykę dotknąć? Albo powąchać?

Więc mimo, że wolałem ten dużo szybszy, dużo tańszy, dużo wygodniejszy sposób dystrybucji dostosowałem się i zrobiłem płyty CD. I książki papierowe.

Ale potem okazało się, że nagrać płytę i wydrukować książkę to żaden problem (poza finansowym), tyle, że jak na tym cokolwiek zarobić? Większość ceny książki to cena papieru, atramentu i połączenia jednego z drugim. I cena wysyłki. Z zysku najwięcej bierze dystrybutor, bo bez niego w ogóle się niczego nie sprzeda. A autor dostaje złotówkę.

Z drugiej strony, jak książka będzie e-bookiem to rynek jest na dzień dobry 10 razy mniejszy. Większość kosztów zżera piractwo. Nie sposób wyliczyć ile (te obliczenia używane w sądach to kompletny debilizm), ale skoro na 10 osób, które książkę przeczytało 9 nikomu za nic nie zapłaciło to można jednak przyjąć, że dla autora to do dupy interes.

Ale, są rzeczy, które to równoważą. Zamiast złotówki autor dostaje 10 złotych. Nie trzeba drukował 1000 egzemplarzy na początek za parę tysięcy – można za te parę tysięcy napisać drugą książkę. Piractwo wysysa zyski, ale z drugiej strony zmienia się w reklamę. Sklep działa automatycznie, koszt jest minimalny, dystrybucja natychmiastowa, pracownik nie zastrajkuje, poczta nie zawali.

Postanowiłem więc: trudno. Skoro muszę być pionierem – to kij, a będę!

Od dzisiaj można kupić moje obie płyty (a niedługo i książki i piosenki, których nie było na płytach) w elektronicznym sklepiku. Link macie z prawej strony. Dostawy obsługuje taki zielony ludzik, który pakuje i rozwozi piosenki taniej i szybciej niż Poczta Polska.

Dzięki temu, że tak dużo oszczędzam, mogę teraz wszystko sprzedawać dwa razy taniej!

Jeżeli więc lubisz piosenki tego grajka, nasłuchałeś się, ale jeszcze nic nie kupiłeś, to teraz już nie masz usprawiedliwienia: kup coś chociaż za złotówkę! Możesz tu kupować tanio muzykę jakiej nie znajdziesz w żadnym Empiku. Tanio, szybko i wygodnie, tak jak się dziś powinno kupować.

W końcu jest rok 2012 do cholery, a nie 1410.

Podziel się z głupim światem