Mam wrażenie, że ludzie nie zdają sobie sprawy, że jesteśmy ciemnej dupie.

Chociaż właściwie jeszcze nie. Stoimy na brzegu ciemnej dupy. I zsuwamy się nieuchronnie w dół. Ci, co mają czulszy węch już czują ten smród z dziury. I już liczą i już kupują maseczki, bo wiedzą, że już z tego nie wyskoczymy. Tam, w dole, w odbycie jest nasza przyszłość.

I nie mówię o wirusie. Koronawirus to nie ciemna dupa, tylko zrządzenie Boga, któremu już się nudzi czekanie na nieuchronne i niczym dobry gracz w szachy grający z początkującym amatorem, zrobił ruch, który jest niewielkim zagrożeniem. Amator skupia się na tym jednym i nie zauważa, że za trzy ruchy będzie szach-mat.

Wirus-sryrus, co za różnica. Podobnie jak SARS-1, SARS-2 jest sezonowy. Do lipca albo zniknie i nie będzie problemem albo zostanie z nami na zawsze i też już nie będzie problemem, tak jak każdy sezonowy wirus. Ludzie po prostu nabierają odporności, inaczej dawno by nas zabiła pierwsza z brzegu grypa.

Więc gdzie ta ciemna dupa?

Jak to dupa – z całkiem innej strony.

Ale żeby przemówić lepiej do wyobraźni zadam pytanie: co w twojej ocenie miało gorsze globalne konsekwencje dla ludzi, epidemia koronawirusa czy Druga Wojna Światowa i holokaust?

Pytanie zalatuje absurdem. Nie spodziewam się, że komuś panika odebrała do tego stopnia zdolność trzeźwej oceny faktów, żeby wybrał to pierwsze. Jeżeli więc mamy do wyboru takie dwa zagrożenia, to każdy wie czego należy się bać i czego unikać za wszelką cenę.

Ale już mało kto wie, że podstawową, najbardziej fundamentalną i pierwotną przyczyną wybuchu wojny, ludobójstwa i zniszczenia Europy, przyczyną bez której to wszystko nie mogło by się zdarzyć jest jeden, mały prosty fakt.

Że w 1924 roku w Niemczech bochenek chleba kosztował 100000000 marek.

Hiperinflacja która dotknęła Niemcy, Austrię, Węgry zrujnowała wszystko co zostało po Pierwszej Wojnie światowej. Ludzie tracili dumę ze swojej kultury kiedy sprzedawali pianino po pradziadku za worek ziemniaków. Ludzie tracili poczucie godności kiedy chowali członków rodziny umierających z powodu chorób wywołanych niedożywieniem w trumnach z kartonu. Ludzie z wiarą we własne siły stali w godzinnych kolejkach po pomoc państwa, którego drukarnie nie nadążały z drukowaniem pieniędzy na zasiłki. I biegli z tych kolejek prosto do sklepów.

Bez tego co się działo w latach 1923-1924 na skutek upadku ekonomii nie sposób zrozumieć jakim cudem Niemcy mogli masowo wpaść w takie szaleństwo, żeby wybrać na wodza niezrównoważonego psychicznie Adolfa. Wystarczy posłuchać jego przemówień: gość jest żywą kreskówką. Nikt w normalnych warunkach go nie potraktuje poważnie.

Ale kiedy człowiek znajdzie się w rzeczywistości, której w koszmarach sobie nie potrafił wyobrazić i zupełnie nie rozumie co się stało, nie jest normalnych warunkach. Kiedy całkowity upadek gospodarki kontrolowanej przez rząd zniszczy całą twoją godność, wiarę w siebie, zniszczy ci zdrowie, zmusi do życia w ciągłym strachu, tylko najwyższy poziom moralności może cię uchronić przed wołaniem o pomoc choćby szatana, byle tylko dał choćby nadzieję, że poczujesz się znowu jak człowiek.

I żadna zaraza, nawet Czarna Śmierć w średniowieczu, nie dokonała takiego spustoszenia, jak śmierć gospodarki pod kontrolą rządu.

Dlatego nie opowiadaj nikomu, że problem zdrowia jest są daleko ważniejszy niż wszystkie inne problemy. Takie opinie są normalne u dzieci, ale u dorosłego to żenujące potwierdzenie tego jak ogromne ma braki w edukacji.

Przez ostatnie lata, od załamania rynku kredytów mieszkaniowych w roku 2008 rządy resztkami pieniędzy zatrzymały lawinę bankructw, która przeszłaby w największy (bo najdłużej odkładany) kryzys, który byłby bardzo dotkliwy dla wszystkich, ale zweryfikowałby i oczyścił rynek.

Od tego czasu sytuacja pogorszyła się drastycznie. Dług USA wzrósł 3 razy. Banki centralne obniżyły stopy procentowe do zera, a nawet niżej. Nikt już niczego nie finansuje oszczędnościami, wszystko finansuje się kredytem. Na giełdach ceny rosną niezależnie od wartości firmy, bo został tylko jeden kupiec: bank centralny. I on kupuje wszystko jak leci, bo ma nieograniczone zasoby pieniędzy.

Od 2008 roku rządy i banki centralne robiły wszystko co tylko się da, żeby zwiększać popyt. Zgodnie z koncepcją: dopóki klienci kupują, firmy produkują i żyjemy. Im więcej kupują, tym więcej firmy rosną – więc należy robić wszystko, żeby klienci kupowali jak najwięcej i jak najczęściej.

Wszystkie środki były do tego dobre, łącznie z dosłownym rozdawaniem pieniędzy.

Wydano na to setki miliardów dolarów, euro i jenów i efekt był żaden: rozwój Europy i USA stoi w miejscu. Za to gospodarka światowa rozstroiła się do tego stopnia, że nikt już nie jest pewny co jest ile naprawdę warte i dlaczego akurat tyle. Giełda papierów wartościowych zmieniła się w czysty hazard, gdzie firmy sprzedają kolejne akcje, ludzie je coraz chętniej kupują, bo wszyscy wiedzą, że bank centralny za wszystko zapłaci.

Jednym z najważniejszych skutków ubocznych stało się to, że większość firm stała się uzależniona całkowicie od dwóch rzeczy: sztucznie napędzanego popytu i ciągłego dofinansowania przez państwo.

Bez tych dwóch rzeczy masa firm upadnie błyskawicznie. Nie sądzę, że wytrzymałyby nawet miesiąc.

W tej sytuacji nie potrafię zrozumieć decyzji o zamykaniu firm z powodu koronawirusa.

To nie do końca prawda: oczywiście, że potrafię zrozumieć. Taki jest nieuchronny efekt demokracji, lud oczekuje panicznych i radykalnych działań, i rząd jest zmuszony się dostosować albo przestanie być rządem. Do tego, jak to rząd, najbardziej na świecie kocha władzę, więc trudno się powstrzymać przed takim rarytasem jak de facto stan wojenny. Wszędzie testuje się stare i nowe metody totalnej kontroli nad obywatelami. Sprawdza się na ile ludzie jeszcze pozwolą.

W Korei Południowej rząd przejął pełną kontrolę nad twoją komórką, podsłuchuje wszystko.

We Włoszech, jeżeli wyjdziesz z domu kiedy kaszlesz, możesz zostać oskarżony o morderstwo.

W Hiszpanii (gdzie akurat mam nieszczęście mieszkać) zostaniesz ukarany za jazdę samochodem w dwie osoby – nie ma znaczenia czy mieszkasz w tą osobą codziennie w jednym pokoju.

Jedne zasady mają sens, inne nie, ale widać coraz wyraźniej, że coraz mniej ważny w tym wszystkim sens, a coraz bardziej liczą się kreatywne pomysły jak kontrolować społeczeństwo.

Oczywiście jest są to złote czasy dla wszystkich rządów: ludzie wręcz błagają ich, żeby zabrać im jakąkolwiek wolność. Przepustki do chodzenia po ulicach? Już są. Podsłuchy bez kontroli sądów? Bez najmniejszego problemu. Nikt już nawet nie pyta czy to naprawdę potrzebne. Wystarczy rzucić w tych dniach zaklęcie: koronawirus, i wszystko przechodzi.

Ale nie to mnie dziwi. Nigdy nie miałem złudzeń co do natury władzy i państwa.

Dziwi mnie niewiarygodna nieodpowiedzialność i beztroska przy podejmowaniu najgorszej w konsekwencjach decyzji, daleko gorszej niż pozarażanie nas wszystkich jak leci: zamykania firm i zabierania im klientów.

Czy zdajecie sobie sprawę jak wygląda teraz przepływ pieniędzy w galeriach handlowych?

Normalnie tydzień wygląda tak: 1.1 milion wpływów, 1.0 milion kosztów.

Dziś tydzień wygląda tak: 0 miliona wpływów, 1.0 milion kosztów.

Przy takich założeniach, żeby odrobić ten brakujący 1 milion wpływów, potrzeba by pracować przez 10 tygodni. Ale w rzeczywistości firmy generują znacznie mniej niż 10% zysku od kapitału, w rzeczywistości coraz częściej się zdarza, że firmy w ogóle nie generują zysków.

Ale przede wszystkim zdecydowana większość firm nie ma tego brakującego miliona. Matematyka jest nieubłagana i prawo też: zgodnie z prawem spółek, jeżeli firma jest niewypłacalna musi złożyć wniosek o upadłość.

Przeczytałem już kilka listów od zrzeszeń różnych przedsiębiorców, którzy informują, że jeżeli klienci nie wrócą, to za miesiąc będą musieli zgłosić upadłość.

Wierzę im. Po prostu: matematyka.

Upadłość firmy oznacza:

  1. wszyscy pracownicy tracą pracę
  2. wszystkie firmy, którym firma wisi pieniądze, nie dostaną tych pieniędzy
  3. banki, którym firma spłacała długi, nie dostaną tych pieniędzy
  4. nieprodukowane towary znikną z rynku, a skoro będzie ich mniej na rynku, to odrobinkę zdrożeją

Punkt nr 2 zmusi kolejne spółki do przejścia w stan upadłości. Jest to – spodoba ci się ta analogia – ten sam dokładnie mechanizm, który powoduje wybuch bomby atomowej: elektrony rozszczepiającego się atomu wywołują rozszczepienie się dwóch innych atomów, i tak dalej. I dzięki temu mamy potem efektownego grzyba.

Ale najgroźniejszy jest punkt nr 3 i 4. Jak firmy przestaną produkować, to zacznie brakować towarów i usług i ceny zaczną rosnąć. Banki pozbawione wpływów mogą stracić wypłacalność i wtedy mogą – muszą tak naprawdę – przejść w stan upadłości. A to znowuż oznacza:

  1. jeżeli miałeś w banku dużo pieniędzy, nie dostaniesz ich
  2. jeżeli miałeś niedużo, wypłaci ci to Bankowy Fundusz Gwarancyjny
  3. jeżeli twoją firmę finansował bank, nie będzie jej już finansował
  4. jeżeli jest mniej kredytów na rynku, koszt kredytów wzrośnie
  5. jeżeli spłacasz raty za dom, raty się podniosą na skutek wzrostu ceny kredytu
  6. panika sprawi, że ludzie rzucają się do bankomatów wypłacać pieniądze

Sęk w tym, że Bankowy Fundusz Gwarancyjny ma ledwo kropelkę w stosunku do potrzeb. Ma na pokrycie 2% depozytów. Do oznacza w praktyce, że zamiast pieniędzy wyśle ci list z obietnicą, że teraz nie mam, ale bądź cierpliwy, kiedyś-tam dostaniesz, bo prawo musi być przestrzegane.

Najgroźniejszy jest punkt 6, ponieważ banki wcale nie mają twoich pieniędzy. Mają ledwo kilka procent na wypłaty. Taka sytuacja nazywa się „run na bank” i zmusi to rząd do zrobienia tego co zrobiono na Cyprze i w Grecji: do kontroli kapitału. Czyli: możesz wypłacać tylko tyle, ile ci pozwolą. Czyli: twoje pieniądze niby są twoje, ale tak naprawdę ich nie masz, bo nic z nimi nie możesz zrobić. Więc de facto, stracisz oszczędności trzymane w banku.

Rozwiązanie? Proste: nie trzymaj oszczędności w banku. To najgorsze możliwe miejsce.

Kiedy dojdzie do tej sytuacji, jesteśmy w ciemnej dupie. W samym otworze. I możemy się tylko zsuwać głębiej, tam gdzie śmierci coraz bardziej.

Dlatego, że w sytuacji totalnego zadłużenia państw, z których większość stoi na progu bankructwa i funkcjonuje jeszcze tylko dlatego, że koszty zaciągania długów są niskie, nie ma łatwego wyjścia z tej sytuacji. Poza jednym, które jest dość łatwe dla rządu i atrakcyjne dla wyborców:

  1. zrób pieniądze z niczego
  2. zalej świat brakującymi pieniędzmi
  3. doprowadź do spirali niekontrolowanej inflacji

A jakie są tego efekty praktyczne i jak się to kończy, przeczytajcie sobie w książce „When Money Dies” Fergusona. Albo jak ktoś woli luźniejszą, fikcyjną wersję, w opowiadaniach „Listy do cioci” z mojej książeczki „Droga Wojewódzka 666„.

Ludzie zarzucają mi nieodpowiedzialność, bo nie nawołuję do zamykania firm, tylko przeciwnie, ostrzegam. I zamiast tego wzywam do protestowania przeciwko samobójczej polityce rządu.

Jestem nieodpowiedzialny, że tak mówię? Nie wiecie co mówicie, nie rozumiejąc jak działa świat. Jeżeli nie rozumiesz jak to możliwe, że możesz kupić bułkę w sklepie bez kolejki za parę groszy, to nie bierz się za ocenianie jaka decyzja jest odpowiedzialna a jaka nie. Każdy wybór jest tu trudny! Ale ze wszystkich głupich decyzji rządów z ostatnich 12 lat, ta jedna jest absolutnie najgorsza.

Powiesz: rząd przecież uratuje firmy dodatkowymi pieniędzmi. Jeszcze większy z ciebie głupiec: a skąd według ciebie ten rząd ma te pieniądze, którymi ich poratuje? Czy nie od tych właśnie firm, które pozamykał? Skąd ma wziąć na to pieniądze, skoro wszyscy nie pracują? Gdyby się dało siedzieć w domu niczego nie produkując za pieniądze państwa, czy to byśmy wszyscy tego od dawna nie robili zamiast się niepotrzebnie męczyć?

Mało jeszcze przetestowaliśmy skutki takiego myślenia? Nazywało się to PRL i było miło, bo wszyscy byli jednakowo biedni, tylko nikt nie rozumiał dlaczego. Pod koniec tego eksperymentu – byłem mały ale pamiętam – w sklepach były puste półki. I tylko ocet był zawsze (do dziś nie rozumiem dlaczego akurat ocet).

Rząd nie ma pieniędzy jeżeli komuś nie zabierze. A jeżeli myślisz, że ma zapasy z tego co pozabierał wcześniej to zastanów się co ty mówisz. Rząd nie tylko nic nie ma, ale już zdążył powydawać to, co zabierze dopiero w przyszłości!

Pamiętaj, że nasz ekonomiczny spokój, do którego tak się przyzwyczailiśmy, zależy tylko od jednego: od przedsiębiorców. Od tego czy firmy będą działać. Od tego czy będą miały klientów. Czyli nas.

Jeżeli nie będzie firm, produkcji, usług i klientów – nie będziesz miał wypłaty z tej firmy. Nie dostaniesz 500+, bo państwo nie będzie miało komu zabrać. Twoja babcia nie dostanie emerytury, bo ZUS rozdaje pieniądze z zabieranych podatków. Bank nie wypłaci ci pieniędzy, bo ma pieniądze z kredytów spłacanych przez przedsiębiorców. A na koniec tego wszystkiego, bo serii kolejnych „ratowań” rządów: same pieniądze nie będą już nic warte.

Dlatego to nie koronawirusa należy się bać. Należy się bać… nas samych! Naszej kretyńskiej paniki, podsycanej przez media, wykorzystywanej przez demokratyczne rządy. Paniki, która zniszczy przedsiębiorców funkcjonujących i tak na granicy opłacalności.

Założyłem Radio Kontestacja, żeby zachęcać do wolności, ale i po to, żeby ostrzegać przed nadchodzącym załamaniem systemu finansowego. Co tydzień powtarzałem w audycjach: ZUS upadnie. Państwo będzie niewypłacalne. Nie ufajcie obecnemu systemowi monetarnemu, bo musi się załamać. Kupcie sobie zapas makaronu. Kupcie sobie złoto. Wypłaćcie trochę pieniędzy z bankomatu. Bo nie wiadomo kiedy zacznie się lawina.

Kto mnie słuchał, ten dobrze na tym wyszedł i jeszcze lepiej wyjdzie.

Jeżeli teraz, w ciągu miesiąca firmy nie wrócą do działania a klienci do sklepów, to zacznie się lawina upadków, której już nie ma czym powstrzymać. To nie jest obawa, tylko matematyka+księgowość+prawo – spółki nie tylko nie mogą, ale im nie wolno funkcjonować bez klientów i płynności finansowej.

Rząd? Rząd nie może ratować, nie może dawać, bo rząd nie ma niczego, czego mu sami nie damy. Rząd to pasożyt, który stworzyliśmy sobie jako namiastkę Boga, ze strachu przed własną siłą, odwagą, rozumiem, ze strachu przed życiem, które moglibyśmy śmiało wziąć we własne ręce.

To nie jest moja odpowiedzialność, żeby ci mówić jak masz żyć, komu ufać, czego się spodziewać. Nie moja sprawa, ani twoja, żeby ratować świat. I nie mam wątpliwości, że choćbym najmądrzejsze rzeczy na świecie mówił, to nie mądry się w tym świecie przebije, ale głośny. I nie ja pierwszy to zauważyłem i powiedziałem.

Ale nie darowałbym sobie, gdybym nie ostrzegł wyraźnie, teraz właśnie, bo teraz jest na to czas. Po to, żebym mógł odetchnąć i powiedzieć: zrobiłem wszystko co mogłem. Zrobiłem więcej niż mogłem. I teraz mogę sobie poleżeć na kwarantannie i ewentualnie patrzeć co ludzie będą sprzedawać za worek ziemniaków.

Zgadzam się więc ze wszystkimi którzy krzyczą, że sytuacja jest groźna!

Ale to nie wirus was zabije. To wy, wy sami się zabijecie, wy i wasza absurdalna wiara w Państwo, i w jego nic nie warte Gwarancje Bezpieczeństwa.

Nie widzę jak z tego wyjść bez poważnych strat, daleko gorszych niż atak wirusa. Komu co przeznaczone, to się stanie.

Ale ty, ty sam, nie patrząc na innych, możesz się jeszcze przygotować. A ważniejsze od makaronu, papieru toaletowego i złotej monety na najgorsze czasy, jest zadać sobie pytanie: komu ufasz w tych dniach? Czego się trzymasz? Do kogo uciekniesz, kiedy wszystko co uważałeś za pewne, zacznie się kruszyć?

Pomyśl o tym.

Prorok Jeremiasz w Biblii, w innych czasach, innym miejscu, tak opisał sytuację w jakiej on się znalazł się, razem z innymi. Zobaczymy ile z tego okaże się ciągle aktualne w naszych czasach:

„Wtedy Pan powiedział do mnie: Choćby Mojżesz i Samuel stanęli przede mną, nie miałbym serca do tego ludu. Wypędź ich sprzed mego oblicza i niech idą precz. A jeśli zapytają: dokąd pójdziemy? Wtedy im powiesz: Tak mówi Pan: Kto przeznaczony na śmierć, pójdzie na śmierć; kto pod miecz – pod miecz, kto na głód – na głód, a kto na niewolę – w niewolę.”

Podziel się z głupim światem