Maciej Stuhr był na rozdaniu nagród za najlepsze polskie filmy. Nazywa się to „gala” i wygląda mniej więcej tak samo jak polskie filmy: długie, nudne i nadęte.

Maciej wpadł więc na pomysł, żeby trochę pożartować i rozładować tą betonową atmosferę. Kontekst był polityczny i ocierał się o różne wałęsające się wyklęte smoleński i inne grobowe historie, których od jakiegoś czasu pełno.

Społeczeństwo się podzieliło. Jedni się śmiali, drudzy się oburzyli.

Telewizja polska ustami Krzysztofa Ziemca potraktowała żart śmiertelnie poważnie i napomniała Stuhra, żeby z bolesnych spraw nie żartował, bo to nieśmieszne. Na koniec wystąpił Kornel Dziadek Morawiecki, który oświadczył, że „nie można żartować z czegoś, co mogło być tragedią”.

Inaczej mówiąc: z niczego.

Autor tego zamieszania odpowiedział ponurym krytykom tak: „Macie sejm, macie senat, macie prezydenta, macie sądy, macie telewizję, swoje wiadomości, macie radio, rozjechaliście Trybunał Konstytucyjny – dajcie wy nam się przynajmniej pośmiać”.

Dołączam do apelu Macieja Stuhra, z jedną tylko różnicą: ja nie zamierzam nikogo prosić o pozwolenie.

I to mówię, jako autor piosenki „Smoleńsk”.

Bo Polska nie dzieli się na lewicę i prawicę, miasto i wieś, PiS i PO. Najważniejszy podział dzisiaj to: Polacy, co się śmieją i Polacy, co się nie śmieją. Szczęśliwi kontra ponurzy. Weseli kontra poważni.

Ludzie z kijem w dupie i ludzie z dupą w kiju.

I w takim podziale politycznym Polski to ja się odnajduję!

Podziel się z głupim światem