Patrzę przez okno, a tam leci dron.
Taki amerykański, co to przynosi w biednych krajach śmierć oraz demokrację.
Poczułem się przez moment jak uchodźca, który jeszcze nie wie, że będzie uchodźcą.
Skoro Amerykanie wywołują na świecie takie uczucia, to nic dziwnego, że prezydenta trzeba wozić przeciwpancernym samochodem w chmurze 200 ochroniarzy, asyście snajperów na dachach i ewakuować dla niego pół miasta.
Jeszcze ktoś mógłby mu pokazać jak bardzo kocha Amerykę.
O, znowu leci dron. Ciekawe co spuści – bombę czy demokrację?
Jakby mnie kto pytał, to poproszę oba. Współrzędne podam na priv.