Dwa dni temu premier Cameron na konferencji prasowej powiedział w skrócie coś takiego:

„Czy chcemy zezwolić na takie sposoby komunikacji między ludźmi, których nie możemy czytać? Moja odpowiedź brzmi: nie, nie możemy. Pierwszym obowiązkiem rządu jest zapewnić krajowi i ludności bezpieczeństwo”.

Była to wypowiedź na temat szyfrowanej komunikacji w internecie (SSL). Tej, która uruchamia ci się za każdym razem, kiedy w adresie strony masz na początku „https”. Ten tekst też jest wysłany szyfrowanym połączeniem. Twój komentarz prawdopodobnie też. Pół internetu komunikuje się szyfrowanymi połączeniami.

Brytyjski premier twierdzi, że nie możemy pozwolić na to, żeby rząd nie był w stanie tego przeczytać. Bo to niebezpieczne, tak sobie coś pisać bez podsłuchu. Co by to było gdyby tak każdy mógł pisać COKOLWIEK!

Nie wiem jakich doradców ma premier Cameron, ale z pewnością nie są to polscy programiści. Gdyby to byli polscy programiści, to by przekonali premiera, żeby nie robił z siebie idioty i nie zaczynał wojny z szyfrowaniem, bo to tak jakby ogłaszać wojnę z powietrzem. Nie da się zatrzymać ani zablokować szyfrowanej komunikacji. Raz wynaleziona technologia nie może być „od-naleziona”. Jak się raz umie szyfrować, to nie da się przestać umieć.

Co ten Cameron właściwie zamierza? Karać za szyfrowany ruch po sieci? Pilnować wszystkich programistów na planecie, żeby nikt nie napisał własnej wersji SSL? Zmusić wszystkie banki internetowe, żeby hasła były przesyłane otwartym tekstem? Zorganizować akcje społeczne pod hasłem „kto nie ma nic do ukrycia ten nie szyfruje”?

Biorąc pod uwagę to na jaką skalę technologia SSL jest używana (nie tylko w internecie), sprzeciwy rządu przeciwko szyfrowaniu danych przypominają próby zatrzymania roju szerszeni za pomocą packi na muchy. Koncepcja jest tak absurdalna i śmieszna, że nawet nie ma jak ludzi postraszyć wizjami strasznej przyszłości. Nawet Max Kolonko by nie dał rady.

Kto temu Cameronowi taki idiotyczny pomysł podsunął? Ja rozumiem, że premier nie może spać, wiedząc, że ktoś gdzieś robi coś o czym rząd nie wie, ale poczucie realizmu powinno trochę hamować rozwój tej choroby. Czy każdy polityk w Europie musi być obowiązkowo technologicznym analfabetą? Sprawdzają to jakoś czy co?

– Wie pan co to jest TCP/IP?
– Wiem.
– Bardzo mi przykro, nie może pan być ministrem.
– Ja nie wiem, ja nie wiem!
– Pan? A umie pan włączyć komputer?
– Co to jest komputer?
– Witamy w rządzie, panie Cameron.

Fakt, że szyfrowanie SSL działa na nerwy rządom tego świata, ujawnia jaka jest natura tych rządów. Jak nazwać system, którego fundamentem jest kontrola wszystkich i wszystkiego do granic absurdu?

Ja bym to nazwał: totalitaryzm. Ale większość powie: państwo opiekuńcze.

No cóż, jeden mówi „kartofel”, drugi „ziemniak”, ale każdy wie o co chodzi: o to, żeby było wiadomo ile komu wolno zjeść frytek.

Ze względu na bezpieczeństwo.

Podziel się z głupim światem