Po 10 latach na YouTube, 18 milionach odsłon i 28 tysiącach subskrybentów (współczynnik subów do odsłon to rekord YouTube’a) myślę, że mogę już coś powiedzieć o tym, co mi dał YouTube.
Co mi dał YouTube? YouTube dał mi bogactwo.
Tutaj powinienem powiedzieć, że dla każdego bogactwem jest co innego, ale nie bądźmy Paulami Coelhami. Dla każdego bogactwem jest to samo: sława i pieniądze. Przynajmniej tego ludzie szukają.
A póki tego szukają, wszystko robią dla lajków i subów, dla ocen i oglądalności. Ważne jest nie to co dajesz, ale kogo przyciągasz. Nawet nie „kogo” – „ilu”. Wszystko inne służy tylko temu celowi.
Krótko mówiąc, życiem na YouTube rządzi totalny, nieskrępowany, wyniesiony do rangi świętego Graala egoizm.
Paradoks polega na tym, że żeby swoje egoistyczne potrzeby na YouTube zaspokajać, trzeba ciągle ścigać zmieniające się gusta widowni. Ale im więcej szuka się uwagi innych, tym bardziej zapomina się kim się jest samemu. Ostatecznie kończy się nie będąc nikim. Moje własne „ja” zostaje całkowicie wypłukane, a jego miejsce zajmuje produkt wykreowany pod gust publiczności.
Życie sławy na YouTube typowo trwa dwa, trzy lata. Mało kto jest w stanie wytrzymać życie bez własnej tożsamości, w ciągłym poczuciu zagrożenia utratą uwagi fanów, na którą się z takim poświęceniem pracowało.
Więc jakie bogactwo daje YouTube?
Mi dało.
Bo ja tam czego innego szukałem. Nie postawiłem ani na ilość ani na jakość, ale na autentyczność. Ja się po prostu chciałem pobawić z innymi, podzielić z innymi, poznać innych. Jak się da to kogoś czegoś nauczyć i coś komuś pokazać.
Dlatego śpiewam to co sam napiszę. Mówię to co sam myślę. Chcę, żeby to było dla innych ciekawe i nie jest mi wszystko jedno ile osób chce mnie posłuchać. Ale walczę o uwagę innych po coś. A nie dla samej uwagi.
Co było bogactwem YouTube?
YouTube przyciągnął tysiące ludzi do ważniejszych projektów: do Odwyk.com i do radia KonteStacja. Dał możliwość wywierania presji na rząd w czasach, kiedy Tusk próbował pierwszy raz cenzurować internet. Pozwolił nagłośnić problem policjantów, którzy nie wiedzieli i nie akceptowali, że obywatel ma prawo ich filmować.
Bogactwem z YouTube było granie, śpiewanie i gadanie przed żywą publicznością. Dziś koncert to sama radość, ale pierwsze koncerty były wyjątkowo trudne. Nauczyłem się cieszyć tym, co kiedyś było przerażające, i to jest moim bogactwem.
Ludzie, na którym życie wpłynąłem, są bogactwem jeszcze większym.
Tych ludzi nie są miliony. Ale są tysiące. Więc po co mi miliony odsłon? Czas pokazał, że miliony są bezwartościowe, ale tysiące mogą mieć wartość.
Jestem pewniejszy siebie, łatwiej znoszę krytykę, umiem się cieszyć sukcesem i przechodzić spokojnie nad porażką. Łatwo i swobodnie przychodzi mi mówienie przed dużą grupą ludzi na żywo – coś z czym polscy YouTuberzy zupełnie sobie nie radzą. Odwrotnie niż większość, ja na żywo jestem lepszy niż w nagraniach. Może to kwestia tego właśnie, że stawiałem na autentyczność?
Gdyby liczyć bogactwo w tym, co ma naprawdę wartość, co daje trwały spokój, radość, mądrość życiową, przyjaciół, szczęście, doświadczenie, to całkiem możliwe, że jestem najbogatszym polskojęzycznym twórcą na YouTube.
Najbardziej przykre jest to, że nikogo to nie interesuje.
I wciąż kolejni poszukiwacze skarbów próbują swoich sił w mediach, idąc za przykładem tego, co postrzegają jako sukces. Jeżeli im się uda, to zaczyna się proces, w którym tracą kontakt z tym, kim są i czego chcą. Na koniec podporządkowani całkowicie woli i kaprysom publiczności, stają się tym, czym inni ich chcą widzieć. A kiedy przyjdzie ten czas, kiedy publiczność się znudzi albo zmęczenie będzie za duże, żeby kontynuować, robią bilans i widzą, że to, czego szukali nie było żadnym skarbem. Było narkotykiem.
Trzeba być dobrze przygotowanym na takie rzeczy jak władza, sława czy pieniądze.
Bo sukces w takich przypadkach jest o wiele większym zagrożeniem niż porażka.