Nazwałem wpis „Nextclick.pl – recenzja„, ale tak naprawdę to niewiele mam do zrecenzowania.

Historia była taka: miesiąc czy dwa temu znalazłem gdzieś informację, że powstał nowy serwis reklamy dla blogerów. Poczytałem, popatrzyłem, widzę: pomysł fajny. A co, spróbuję!

Zarejestrowałem się w serwisie NextClick i dodałem do strony widget, jak kazali.

Czekam dzień, czekam dwa, nic się nie dzieje. Może zbiera dane, myślę sobie.

Po tygodniu dalej nic się nie wyświetliło na stronie. Ale że miałem inne rzeczy do roboty, szybko zapomniałem, że w ogóle cokolwiek instalowałem. „Jak coś jest nie tak, to do mnie napiszą” – pomyślałem.

Dziś, po Bóg-wie-jakim czasie od instalacji, dostałem od nich pierwszego maila. Główna treść maila brzmiała tak:

„LeadBullet Spółka Akcyjna, z siedzibą w Warszawie przy ul.
Marszałkowskiej 58 lok. 54, 00-545, zarejestrowana w Sądzie Rejonowym
dla m. st. Warszawy, XIII Wydział Gospodarczy Krajowego Rejestru
Sądowego, pod numerem KRS 0000367769, NIP 7010264595, REGON 142641157,
wysokość kapitału zakładowego i kapitału wpłaconego – 1 420 000,00 złotych

Poniższa wiadomość oraz wszelkie załączniki stanowią informacje poufne i
objęte tajemnicą zawodową. Jeśli nie są Państwo adresatami lub też
upoważnionymi w inny sposób do jej odbioru, zakazane jest
wykorzystywanie, kopiowanie, ujawnianie lub podejmowanie jakichkolwiek
działań opartych o treść wiadomości lub informacji w niej zawartych.
Jeżeli otrzymali Państwo wiadomość w wyniku pomyłki, prosimy o
niezwłoczne zawiadomienie i odesłanie jej z powrotem do nadawcy oraz o
usunięcie jej ze swojego systemu wraz z wszelkimi załącznikami.
Dziękujemy, LeadBullet S.A.”

To nie jedyna firma, która wysyła tego typu pierdoły w każdym jednym mailu. Większość „dużych” polskich firm tak robi.

Nie wiem jak wy, ale ja traktuję tego typu śmieci w mailach jak spam. Powtórzę: SPAM.

Przesadzam? To przypomnę definicję spamu z wikipedii:

Spam – niechciane lub niepotrzebne wiadomości elektroniczne.

Zgadza się? Zgadza. Informacja o numerze KRS i wysokości kapitału zakładowego jest niechciana i niepotrzebna. Nie interesuje mnie to. Tym bardziej, że te informacje są na stronie firmy i wystarczyłoby dać do nich odnośnik, zamiast pisać to wszystko w każdym mailu.

Wikipedia powiada jeszcze:

Aby określić wiadomość mianem spamu, musi ona spełnić trzy następujące warunki jednocześnie:

  1. Treść wiadomości jest niezależna od tożsamości odbiorcy.
  2. Odbiorca nie wyraził uprzedniej, zamierzonej zgody na otrzymanie tej wiadomości.
  3. Treść wiadomości daje podstawę do przypuszczeń, iż nadawca wskutek jej wysłania może odnieść zyski nieproporcjonalne w stosunku do korzyści odbiorcy.

Warunek 1 jest spełniony bezwzględnie: wszystkim wysyłają dokładnie ten sam tekst.

Warunek 2 można różnie interpretować. Ale ja uważam, że też jest spełniony. Bo co prawda zgodziłem się na otrzymywanie korespondencji, ale to nie jest korespondencja. To jest urzędniczy bełkot wysyłany wszystkim jak leci, tylko dlatego, że ktoś sobie ubzdurał, że prawo mu każe.

W rzeczywistości nie słyszałem o żadnym przypadku, w którym sąd uznał winną złamania prawa firmę, która wysyła klientom maile bez tych paprochów, a zamiast tego wysyła link.

A gdyby nawet firma płaciła za to kary, to zastanówmy się: o kogo powinna bardziej dbać dobra firma? O swoich klientów czy o głupie przepisy? O ułatwianie życia klientom czy o zachcianki urzędników?

Warunek nr 3 jest spełniony w 100%, bo odbiorca nie ma żadnej korzyści z tego, że mu skrzynka pocztowa puchnie od redundantnych i całkowicie zbędnych informacji, za to firma ma „dupochron”.

Spam. Spam jak nic.

Ale to tylko stopka (stanowiąca co prawda 80% maila). Ale co było w samym mailu?

W mailu było:

Niestety nie możemy przyjąć Pana serwisu do naszej sieci, bardzo mi przykro.

I to był pierwszy mail jaki dostałem od tej firmy…

Ja wiem, komunikacja nie jest mocną stroną polskich firm. Alergia na informacje to plaga gorsza niż alkoholizm. Ale czy naprawdę wymagam za dużo, jeżeli oczekuję w podobnym mailu następujących informacji?

  1. Dlaczego dostaję tego maila („bo masz pan konto w NextClick.pl”)
  2. Do kogo jest ten mail („cześć, panie Martin baron Lechowicz”)
  3. O jaki serwis chodzi („domyślamy się, że pan prowadzisz jeszcze 10 innych, więc chodzi o…”)
  4. Dlaczego właściwie nie mogą przyjąć tego serwisu („bo pan piszesz pierdoły, sorry”)
  5. I kto w ogóle wysłał tego maila! („firma „NextClick” się kłania”)

Czy uwierzycie, że w mailu od NextClick nie było nigdzie nazwy NextClick?

Ani linka do strony NextClick.pl?

Ani mojego imienia, nazwiska ani loginu?

Macki padają.

Mam konto w wielu serwisach na całym świecie, w firmach i dużych i małych, ale nigdzie nie widziałem tak katastrofalnych błędów w obsłudze klienta co w Polsce.

Żeby być fair, muszę powiedzieć, że nie wynikają one ze złej woli. Pani Wiola okazał się bardzo miłą osobą, z ludzkim podejściem, i zgodziła się ze mną, że jest to wiele do poprawy.

Pozostaje albo brak doświadczenia, albo zła organizacja w firmie, albo brak wyobraźni albo korporacyjne podejście do klienta, którego już nigdzie na świecie się nie stosuje, bo klienta od czegoś takiego szlag trafia i idzie do konkurencji.

Nie róbcie więc tego typu błędów w waszych przedsięwzięciach. Proszę.

Zamiast dokładać więcej oficjalnie brzmiących śmieci do stopki, zastanówcie się lepiej czy napisaliście imię tego, do kogo piszecie. Czy podpisaliście się. Czy człowiek, który was czyta zorientuje się o co chodzi. Czy nie będzie miał wrażenia, że macie go gdzieś, odzywając się dopiero po dwóch miesiącach i to tylko po to, żeby się pożegnać.

Wrażenie jakie mam po takim mailu to: „skoro pan sobie nie radzi, to mamy pana gdzieś – znajdziemy sobie lepszego klienta”.

Czy bycie fajnym, pomocnym człowiekiem jest dla poważnej firmy czymś czego się po prostu nie robi?

Jeżeli tak, to radzę zmienić zwyczaje. Bo wszyscy klienci pouciekają za granicę. I wcale nie dlatego, że tam taniej. Ale dlatego, że tam jest obsługa klienta, a w Polsce jest zbywanie klienta.

Tak więc nie wiem tak naprawdę czy serwis NextClick jest dobry, zły, skuteczny czy nie. Nie wiem czy da się z nimi zarobić czy się nie da.

Ale wiem tyle, że współpraca z nimi przypominała raczej obsługę petenta w urzędzie. Masz pan problem – to pan przyjdź. My się szanujemy, my nie będziemy za klientami latać. I co, może jeszcze mamy pomagać instalować?

Rozwydrzony klient,
któremu od współpracy
z zachodnimi firmami
w dupie się poprzewracało,
baron Martin Lechowicz

Podziel się z głupim światem