Ktoś mnie zapytał wczoraj w mailu: „Witam i bardzo przepraszam, ale czy jest pan z pochodzenia żydem?

Jako, że w takim kraju jak Polska jest to niesłychanie ważna sprawa i z pewnością spędza sen z powiek niejednemu, zacytuję niniejszym co odpowiedziałem:

Nie, nic mi o tym nie wiadomo, żebym był. Gdyby się okazało, że jestem,  to bym się raczej ucieszył niż zmartwił, ale z historii przodków (nazwiska w szczególności) wynika, że jestem pochodzenia raczej tatarskiego.

Nazwisko moje dostawali bowiem wraz ze szlachectwem, jeżeli wierzyć historii, Tatarzy osiedlający się w Rzeczpospolitej, w czasach kiedy był to jeszcze kraj pełen wolności, kraj, o który warto było walczyć, mimo jego licznych wad z drugiej strony. Piękne czasy, choć, niestety, ciekawe.

Więc historycznie i (jak moja gęba i skłonności wskazują) genetycznie, jestem polskim szlachcicem pochodzenia tatarskiego, a od niedawna także baronem Sealandii z nadania księcia regenta Michael’a Bates’a, której to dowód osobisty z dumą w kieszeni noszę. Mam nadzieję doprowadzić nim niejednego przedstawiciela polskich władz do wytrzeszczu oczu oraz paniki wywołanej niestandardowością sytuacji i nieznajomością odpowiednich procedur na taką okoliczność.

A że historia kraju nad Wisłą skomplikowana była i barwna, tak naprawdę nigdy nie wiadomo kto z nas ma domieszkę krwi żydowskiej. Bardzo mi przykro. No, chyba, że ktoś ma pewność, że żadna jego przodkini przystojnego Icchaka ze sklepu dla gojów w charakterze kochanka przy boku nie trzymała, zaś każdy jego przodek przykładnym był mężem i ojcem, nie szlajał się ni lumpił.

Tak więc ostatecznie większej wagi do kwestii żydowskiej bym nie przywiązywał.

Podziel się z głupim światem