Sukces

2015-08-04Blog3536

Po trzech tygodniach systematycznej nauki poszedłem na egzamin. Zdobyłem 96 punktów na 100.

Wróciłem do domu, a tata mówi:
– No pięknie, pięknie. Ale co się stało z tymi 4 punktami?

Rzeczywiście. Nie popatrzyłem na sprawę od tej strony. Podrapałem się w głowę zażenowany, że nie zwróciłem wcześniej uwagi na tak istotny fakt.

Pochwaliłem się pracy.
– A kto był najlepszy? – pyta kolega.
– Nie wiem – odparłem zaskoczony pytaniem.
– A zresztą… mniejsza z tym… nieważne… zapomnij – powiedział tonem, który uniemożliwiał zapomnienie przez co najmniej tydzień. Zacząłem wytężać pamięć, żeby sobie przypomnieć kto był lepszy ode mnie. Nie udało mi się. Ale wiem chociaż tyle, że to nie byłem ja.

– Zdałem egzamin – pochwaliłem się dziewczynie. – Miałem 96 punktów na 100.
– To cudownie – zawołała. – A kiedy masz następny?
– Następny egzamin? A co za różnica? – wyrwało mi się.
– No bo wiesz, może lepiej zacznij się już uczyć. Przecież następnym razem może się nie udać.

Bogu dzięki za przyjaciół.

Bez nich żyłbym dalej w złudnej nieświadomości nie zdając sobie zupełnie sprawy, że miałem za mało o 4 punkty, że nie byłem najlepszy i że następnym razem może mi się nie udać.

Przemyślałem to wszystko i postanowiłem sobie, że nie będę już więcej zdawać egzaminów. Bo to jedyne racjonalne rozwiązanie. Kiedy popatrzeć na sprawę realistycznie, nie wygląda zbyt dobrze. Człowiek się uczy, stara, męczy, a tu co? Niepowodzenie za niepowodzeniem. 96 punktów na 100? Litości, co to za wynik!

Najsensowniejszym rozwiązaniem będzie pozbyć się problemu. Od dzisiaj koniec z nauką!

Bo każdy mądry człowiek wie, że kto słucha przyjaciół ten unika problemów. I ja go właśnie uniknąłem. Ostatecznie, zupełnie i do końca.

Nieprawdaż?

Podziel się z głupim światem