Chamy, lenie, pasożyty, maminsynki, nieuleczalni tchórze, bezczelni gówniarze zawsze byli wśród nas.

Zawsze też tworzyli grupy wzajemnego wsparcia, w których usprawiedliwiali się nawzajem, że ich marne życie to nie ich wina i tworzyli malownicze wyjaśnienia dlaczego to nieważne, że nie potrafią znaleźć nikogo na stałe, żyć bez ćpania, chlania, wiecznej pomocy z zewnątrz, że nikt ich nie szanuje i nie ceni, bo są nikim i nic nie robią.

W tych czasach znaleźli sobie przytułek w internecie, w „mediach społecznościowych”. Są one jak świnka morska: ani to świnka, ani morska. Ważną funkcją społeczną Facebooka, Twittera, Instagrama i całej reszty jest zapewnić nowoczesny i bezpieczny przytułek, gdzie liczne zera mogą nawzajem podnosić swoją wartość kosztem innych.

Jak mówię, zawsze byli tacy wśród nas. Ale jest coś ważnego, co wyróżnia te czasy: kiedyś takimi ludźmi otwarcie pogardzano a dziś to są święte krowy i nie wolno ich tknąć. W myśl ideologii: każdy człowiek ma taką samą wartość i każdemu należy się takie samo uznanie.

Nonsens. Bzdura. I to szkodliwa jak jasna cholera. Bo zachęca wszystkich – zwłaszcza młodszych – żeby byli głupi, leniwi i pasożytowali na innych. No bo po być grzecznym chłopcem, i tak nikt ci tyłka nie stłucze?

I powstaje zachęta, żeby zostać już na zawsze rozpieszczonym gówniarzem, żeby pozwolić mamie prać gacie i gotować obiady do końca życia. Albo żeby szukać sobie nowej panienki do ruchania zaraz jak się poprzednia znudzi. Nie łatwiej to spędzać spokojnie życie na studiach na koszt mamy i taty niż męczyć się w wymagającej pracy? No pewnie że łatwiej. Na studiach jesteś ważny gość (albo dopiero będziesz), a w pracy to cię upokarzają i każą służyć innym.

Dawniej mężczyzna robiłby wszystko, żeby tego uniknąć. Po pierwsze dlatego, że żadna fajna dziewczyna by nie chciała takiej żałosnej ofermy, a po drogie bo miał szacunek do siebie. Nie chciał być wyśmiewany przez innych, nie chciał być zmuszonym do spędzania życia w towarzystwie hołoty. Z pasożytami uczciwy człowiek się nie przyjaźni. Mężczyzna chciał być szanowany. A szanowany był dopiero wtedy jak sobie na to zasłużył!

Tylko znajdź tu dziś, człowieku, mężczyznę…

I ja reprezentuję to stare, niepostępowe podejście: każdemu na co zasłużył!

Tylko co jest teraz zasługą?

Wczoraj napisałem ironiczny tekst na ten temat. Jakimś sposobem rozniósł się dalej niż się spodziewałem i teraz ma już 20 tysięcy świadków. Mała część z nich wściekła się strasznie. I słusznie, bo prawidłowo wyczuli, że to o nich i przeciwko nim. To jest mała część, ale myślą że stanowią większość, bo – jak to hołota – strasznie drą ryje.

Walczą tym samym co zawsze: sraniem na autora i wzajemnym poklepywaniem się plecach za doskonale uformowane gówienko.

Pisze więc jeden coś w stylu „żenada”, i dostanie 100 lajków. Drugi doda: „kurwa żenada” i już ma 200 lajków. Trzeci wysra coś z stylu: „o kurwa żenada jaki chuj to pisał” – i teraz 500 osób już to lubi.

I te 500 głosów to jest właśnie miara zasługi. Skoro ludzie cię lubią – widać jesteś coś wart!

A moja staroświecka filozofia mówi z kolei tak: komary nie zmienią się w lwa tylko dlatego że jest ich milion. To, że cię inne zera chwalą to nie dowód, że się zmieniłeś z robaka w orła. To dowód, że jesteś taki jak oni.

To jest mój grzech ciężki przeciwko postępowi tych czasów: odmawiam wam szacunku, pasożyty, nieroby, lenie, maminsynki i zwykłe chamy! Nie robią na mnie wrażenia wasze „kurwy” i „chuje” w komentarzach, bo przecież wiem, że to jest szczyt waszych możliwości. Odmawiam wam nawet głosu, bo z chamem się nie rozmawia. Cham dostaje kopa w dupę i wylatuje za drzwi. I nikt za nim nie tęskni. Ci co by tęsknili, wylecieli przed nim.

Ktoś powie: twoja ocena jest subiektywna, więc niesprawiedliwa. Wymyślisz takie kryteria oceny, żeby wyszło, że jesteś lepszy! A to bardziej świadczy o oceniającym niż o ocenianym.

O, wiem dobrze, że tak myślisz, i wiem dlaczego: bo nie potrafisz sobie wyobrazić, że ktoś może myśleć inaczej. Jedynym dostępnym dla ciebie sposobem żeby podnieść własną ocenę jest sranie z góry na innych, i nie mieści ci się w głowie, że są tacy, którzy tego nie potrzebują i nie robią. To są ci, których wartość wynika z tego CO ROBIĄ, a nie tego Z KIM SIĘ PORÓWNUJĄ.

No ale dobrze, zróbmy eksperyment myślowy: jakież to sprawiedliwsze kryteria oceny wartości człowieka mogłaby stworzyć mała internetowa p*zda życiowa? Za co by były przyznawane te punkty? Za oglądanie filmów? Za fajną komórkę? Za wygolenie się pod pachami? Za zjedzony do końca obiadek od mamusi? Za oddychanie? No, jeżeli takie rzeczy czynią człowieka godnym szacunku, no to faktycznie mógłbym przegrać.

Nie ma takiej opcji, żeby gość utrzymywany przez rodziców i państwo, marnujący czas na duperele w internecie, co niczego wartościowego dla nikogo nie stworzył, co nie potrafi nawet rozmawiać a co dopiero zbudować jakiś trwały związek, mógł znaleźć sposób na samoocenę wynikający z jego własnych zasług. Zostają mu lajki od innych przegrywów, obrzucanie prawdziwych ludzi gównem, chlanie, ćpanie, ruchanie i zagłuszanie wstydu głośnym i szybkim bombardowaniem mózgu.

Wyobrażam sobie jaką torturą musi być dla kogoś takiego cisza!

Dlatego słuchaj mnie teraz, internetowy bohaterze i p*zdo życiowa w jednym: nie zrozumiesz nic z tego co robię i mówię bo nie jesteś w stanie. Nie wiesz jak rozumuje i jak się czuje człowiek, który utrzymuje się sam, nigdy nie żył na kredyt, ma stały związek, wiernych przyjaciół i zna setki fajnych ludzi, którym w życiu miał przywilej pomóc. Nie wiesz jaka jest satysfakcja z pożytecznego życia, nie zorientowanego na maksymalną konsumpcję. Ani jaką radość dają przyjaźnie, szczerość, miłość, służenie i dawanie siebie w ilościach dużo większych niż to co się bierze.

Bo skąd możesz to wiedzieć? Jak się masz tego nauczyć? Wychowano cię na maszynę do konsumowania. I w swoim umyśle robota widzisz tylko jedno wyjaśnienie tych, co cię śmią nie szanować: widocznie chcą się poczuć lepiej robiąc z innych gorszych od siebie. To wyjaśnienie się sprawdza, kiedy jedna oferma porównuje się z drugą. Ale są też prawdziwi ludzie na tym świecie, którzy żyją, pracują, tworzą, budują, uczą, rozdają, pomagają. Wtedy twoje wyjaśnienie jest i śmieszne i smutne. Ale cóż innego możesz wymyślić, biedaku?

Ale ja nie jestem przeciwko tobie. Ja cię tylko próbuję trzepnąć w łeb, bo ci ojcowskiej ręki ewidentnie zabrakło. I skutek jest taki, że wywijasz teraz „chujami” po internecie robiąc z siebie kretyna do reszty, zamiast wziąć dupę w troki i zacząć zmieniać się z gówniarza w mężczyznę. Co, za trudne? Za dużym tchórzem jesteś? Może tak. A może nie. Ja się tak łatwo nie poddaję. Widziałem gorsze p*zdy życiowe niż ty, które po ojcowskim potraktowaniu i przyjaźni, wzięły się za pysk i dzisiaj mają piękne życie. Zasłużyli sobie na szacunek.

Uproszczę ci to: nie rozumiesz mnie teraz, ale jak mnie posłuchasz, to po latach pracy, wysiłku, błędów, ciągłej nauki i wielu upokorzeń, będziesz żyć jak mężczyzna. Będziesz mieć szacunek do siebie. Nie będziesz nikomu nic udowadniać. Będziesz panować nad emocjami, a nie one nad tobą. Nie będziesz wpadać w nałogi. Będziesz mógł liczyć na przyjaciół. Nie będziesz uciekać przed życiem. I będziesz spokojnie i śmiało patrzeć w oczy każdemu.

A jak będziesz cierpliwy, to nawet będzie z tobą ktoś fajny. I ten ktoś też cię będzie szanować i ci ufać – a to jest jedna z najfajniejszych rzeczy na świecie.

Ale póki ten piękny dzień nie nastąpi, to ja będę traktować chamów, leni, pasożytów, maminsynków, nieuleczalnych tchórzy, bezczelnych gówniarzy tak jak na to zasługują. Zupełnie nienowocześnie. I do takiego postępowania namawiam każdego, kto wie, że na szacunek sobie zasłużył.

Tekst Bohater internetowy = p*zda życiowa napisał Martin na To Be Happy.

Podziel się z głupim światem