Wolność po bożemu

2015-06-04Blog1685

Jako, że prowadzę od lat internetowe radio, w którym mówię ludziom, że wolność jest fajna, wszystkie imprezy, które promują wolność, naturalnie wzbudzają moje zainteresowanie.

Odkryłem dziś niechcący warsztaty pod nazwą „Be Free„. Be Free? Hej, to dokładnie to co ja ludziom mówię! Ciekawe co to jest to „be free”?

Jest to, jak się okazuje, obóz chrześcijański. Chrześcijaństwo, jak wiemy, ma swój własny język, w którym niektóre słowa miewają pozmieniane definicje. Na przeciwne. „Wolność” w kontekście chrześcijańskim często bywa jednym z tych słów.

W przypadku obozu „Be Free”, jak czytamy na stronie, zachęcany do wolności jesteś już od rana. Obowiązkową pobudką o 5:30. A następnie obowiązkową gimnastyką przy wschodzie słońca.

Z pobudką o świcie i gimnastyką zetknąłem się ostatnim razem, kiedy oglądałem reportaż o obozach treningowych Młodzieży Wszechpolskiej.

Zresztą ich ideały są zadziwiająco zbieżne. Chrześcijanie od akcji „be free” piszą na stornie „ku wolności, czystości, świętości i mocy Bożych Synów„. Młodzieży Wszechpolskiej chodzi o dokładnie to samo. Różnica jest tylko taka, że zamiast „Bóg” jest „Ojczyzna„. Ewentualnie są obie rzeczy na raz, tylko zamienione miejscami.

To musi być jakaś wersja wolności, której nie znam. W mojej wersji „be free” oznacza „wstawaj o której chcesz„. Ale jak mówiłem chrześcijanie miewają własne definicje. W tym wypadku „wolność„, czyli z definicji brak ograniczeń, oznacza narzucanie sobie ograniczeń. Poddaj się naszej dyscyplinie, regulaminowi i zasadom, a osiągniesz wolność.

To tak jakby jako metodę na pozbycie się tłuszczu proponować regularne jedzenie steków.

Zapewne wiele osób uważa to za naturalne, że w chrześcijaństwie wolność osiąga się posłuszeństwem, dyscypliną i mozolnym dążeniem do tego, żeby stać się robotem. Szczytem osiągnięcia w chrześcijaństwie jest zaprogramowanie się tak, żeby robić tylko rzeczy prawidłowe. Rzeczy nieprawidłowe należy zaś nie tyle świadomie odrzucać, co wyeliminować nieprzyjemną konieczność wyboru. Wątpliwość, wahanie, dylematy i świadomość zastąpić porządnym programem, wbitym w mentalność dyscypliną.

Wszyscy wiemy, że dobry żołnierz to taki, który nie myśli. Dobry chrześcijanin – analogicznie.

Ucieczka w dyscyplinę jako sposób na wolność – ależ proszę bardzo, co kto lubi, co kto potrzebuje. Ale mi się to za bardzo kojarzy z Hitler Jugend.

Wiem, straszne skojarzenie. Może przez to, że, jak piszą, mówcą na tym obozie był przez lata niejaki Hirtler. Nie, nie żartuję. Bóg ma wyraźnie poczucie humoru.

No, jak kogoś skojarzenie razi, to mogą być Jezuici. Albo inny zakon. No, harcerze ewentualnie, w wersji light.

Albo po prostu wspólny mianownik tego wszystkiego: wojsko.

Ja jednak ufam – a mniemam, że również umiem czytać – że ten Jezus z Biblii przyszedł, żeby dać nam wolność, a nie pobudki z gimnastyką od świcie w ramach wakacji. Nie jakąś tajemniczą, mistyczną Wolność z wielkiej litery, której znaczenia muszą dociekać teologowie. Tylko zwykłą. Wolność naszą powszednią.

A ta zwykła wolność polega na tym, że wstajesz o której chcesz. I to jest wolność. A jak wstajesz o tej, o której musisz, to z kolei brak wolności. Proste? Dla mnie proste, ale ja jestem prymityw. Nie studiowałem teologii.

Gdy więc kiedyś zapragnę dyscypliny, regulaminów i ścisłego porządku dnia to wiem gdzie iść: na obóz chrześcijański albo do wojska.

Wojsko ma jednak pewną przewagę.

Po pierwsze płaci.

Po drugie jest uczciwsze – nie mówi ludziom: „chodź do wojska, będziesz wolny”.

Kiedy więc przyjdzie ci natchnienie, żeby zorganizować jakiś obóz, na którym zobowiążesz ludzi, żeby się trzymali ściśle planu dnia, ścielili łóżka, medytowali przez godzinę w ciszy czy co tam ci przyjdzie do głowy, to dobrze. Zrób tak. Bo i to ma swoje plusy. I chętni się znajdą.

Ale człowieku, nie nazywaj takiego obozu „Be Free”! No czy ty masz mózg?

Nazwij se go „Be Clean”. „Be Strong”. Albo nawet „Be a soldier”. Ale na litość boską, nie gwałćże logiki i nie gardź sensem. Mniej słów z wielkiej litery, więcej słów z sensem.

I może, tak na wszelki wypadek, zacznij przyjaźnić się też i z normalnymi ludźmi, a nie tylko członkami jednego i tego samego, zamkniętego środowiska. Bo się od tego głupieje. Niezauważalnie ale nieuchronnie. Sekcieje się. Gada językiem z kosmosu.

I potem takie są skutki, że człowiek ma na myśli „porządek i dyscyplina”, a mówi „wolność”. I pewnie sam już nawet nie dostrzega, że tak się napompował klimatem, że mu się wszystko we łbie pokiełbasiło.

Kto więc chętny na chrześcijański obóz dyscyplinarny, tego wcale nie zniechęcam. Niech sobie znajdzie „warsztaty młodzieżowe Be Free”. Myślę, że taki obóz może być bardzo pożyteczny.

Ale co do wolności, to ja bym się raczej nie nastawiał, że się czegoś sensownego o niej dowiem.

Tak czy owak, powodzenia w tych pokiełbaszonych czasach.

Podziel się z głupim światem