Nie wiem jak w innych krajach, ale w Polsce muzea są strasznie nudne. I nie tylko muzea. W ogóle wszystko co się proponuje turystom do tak zwanego „zwiedzania”.
Kiedy wpiszesz w Google „co zobaczyć w okolicach [tu_wpisz_swoje_miasto]” co znajdziesz? Głównie budynki. W środku najczęściej meble, stroje albo obrazy. Wszystko tak wciągające jak raport ministerstwa infrastruktury na temat norm produkcji kranów. Tu szesnastowieczny kościół świętej Jadźki, tam ruiny zamku po Bolesławie Jędrnym, zachowana w całości chata Maryny z Zadupia Górnego i tak w kółko.
Widocznie ktoś kiedyś ubzdurał sobie, że najważniejszy powód podróżowania Polaków to gapienie się na stare kościoły, zamki, pałacyki i chaty. Zupełnie jakby Polacy byli narodem architektów, których miłość do budowlanki jest siedem razy większa niż do piłki nożnej.
Są wśród tego całego nudziarstwa całkiem ciekawe wyjątki. Na przykład Muzeum Podróżników imienia Tonego Halika w Toruniu. Albo Galeria Sztuki Socrealizmu w Kozłówce. Byłem w obu z nich, i rzeczywiście jest to daleko ciekawsze niż setny kościółek i pięćdziesiąty zameczek. Ale i tutaj mam mieszane uczucia. Bo mimo, że pomysł fajny, to realizacja jakaś taka… sztywna. Z braku lepszego słowa.
Wszędzie na świecie robi się muzea i galerie tak, żeby można było dotknąć, powąchać, wczuć się i przeżyć. W Polsce jakoś opornie to idzie. Tutaj ciągle dominuje koncepcja „zwiedzania”, gdzie człowiek ma zachowywać się tak, jakby się znalazł w miejscu świętym. I nawet ci, którzy chcą pokazać innym niewyobrażalną pasję podróżowania Tonego Halika czy urok komunistycznych plakatów, rzeźb i muzyki, często mają przy praktycznej organizacji tego wszystkiego tyle mentalnych zahamowań, że wychodzi to wszystko o wiele biedniej, smutniej i mniej ciekawie niż mogłoby być. Brakuje wyobraźni, dystansu i zwyczajnej, ludzkiej chęci zabawy. Szkoda.
Najciekawsze muzeum na świecie to bez wątpienia „Ripley’s Believe It Or Not” albo inaczej „Odditorium”. Jest kilka takich muzeów na świecie i są w nich kolekcje najdziwniejszych i najciekawszych przedmiotów, zdarzeń, ludzi i historii całego świata. Można dotykać. Można się dziwić. Można filmować. Można mówić za głośno, można się śmiać i wygłupiać. Nie da się nie poczuć jak wielkim, dziwnym i interesującym miejscem jest świat.
Nie mówię, że każde muzeum musi koniecznie iść w stronę rozrywki. Ale na pewno każde powinno wciągać w swój świat. Powinno umożliwić człowiekowi coś przeżyć, a nie kazać mu się modlić do eksponatów za szybką i zbić mu do głowy listę dat.
Muzeum Schindlera w Krakowie pokazuje, że da się to zrobić. Byłem, nie ziewałem. Trzy godziny i zawsze ciekawie. Pełne zaangażowanie w odtworzoną rzeczywistość okupowanego Krakowa jest czymś co rozrywką trudno nazwać, ale jest tym, co sprawia że warto tam jechać, zapłacić za bilet ile tylko chcą i zanurzyć się w to wszystko.
Szukam ciągle takich miejsc, miejsc wartych odwiedzenia. Marzy mi się muzeum piwa. Albo muzeum rowerów. Ba, nawet muzeum długopisów, czemu nie? Muzeum czegokolwiek zresztą, byle to było czymś innym niż kościół i szkoła, tylko w trochę innym wydaniu.
Nie ma takim miejsc w Polsce wiele. Jeżeli jakieś znasz, napisz koniecznie w komentarzu!