Dowiedziałem się niechcący, że Kominek machnął jakiś ranking blogów.

Wisi mi to i powiewa.

Jak również to, że jakiś bloger się na ranking wypiął.

Ale że ostatnio dumam sobie nad tym czy mam jeszcze kontakt z medialną i internetową rzeczywistością czy jestem raczej starym prykiem, postanowiłem zobaczyć co jest na topie.

Strzeliłem sobie tak na ślepo z listy złotych, srebnych i brązowych.

Najpierw trafiłem na www.oczekujac.pl.

Najpierw wygląd. Profesjonalny. Znaczy: dla analfabetów. Obrazki na pół ekranu i to się nazywa „blog”. Chyba jestem faktycznie starym prykiem, bo według mojej przestarzałej definicji blog (czyli: web log) powinien się składać przede wszystkim z liter, słów i zdań.

Nie wiem o czym jest ten blog i dlaczego jest taki zwycięski, bo mi mózg odmówił posłuszeństwa jak przeczytałem tytuł: „najbardziej wpływowy blog parentingowy to my!”

Przepraszam, jaki???

O co tu chodzi? Czy w Polsce słowo „rodzice” zostało zakazane? Bloger zwyciężający w rankingu polskich blogów nie umie pisać po polsku? A może „parent” ma jakieś inne znaczenie niż „rodzic”? Toż nawet po angielsku słowo „parenting” jest lekko dziwaczne, a co dopiero po polsku!

Widziałem już wiele idiotycznego angielszczenia zupełnie prostych słów dla snobistycznego efektu, ale muszę przyznać, że parenting otworzył mi nowe horyzonty. Za rok napiszesz „mama” i nikt cię nie zrozumie.

Z drugiej strony nie wiem czy już nie wolę raczej tego intelektualnego wymiotu niż mutantów w stylu „urlop tacierzyński„.

Następny traf: krzysztofgonciarz.com.

Nie znam, dlatego wybrałem.

O, tu już inaczej: nie ma obrazka na pół ekranu. Nie ma. Jest na dwa ekrany.

Tekst nieczytelny: biały na jasnym tle. Z tego wnoszę, że czytanie to na tym blogu jest najmniej ważne. A co jest ważne? Tego nie wiem, bo nie idzie się zorientować o czym w ogóle jest ten blog. I o co chodzi z tym, żeby wszystko było ogromne? Czcionka jest tak wielka, że żeby przeczytać zdanie do końca, muszę przewinąć ekran dwa razy.

Duże obrazki, wielka czcionka – hm, wygląda jak blog dla analfabetów. To jeszcze taka moda, czy już konieczność?

I to mają być najlepsze blogi? Poważnie??? Przecież to nie są blogi, to są jakieś żurnale do przeglądania w poczekalni u dentysty!

No to szukam czegoś innego. madamejulietta.blogspot.com. Nie znam. Wchodzę.

Powiem krótko: rany boskie…

Tutaj już w ogóle nie ma słów. Same obrazki. Nie wiadomo czyje. Nie wiadomo skąd. Nie wiadomo po co.

Jedyny tekst na stronie składający się z pełnych zdań to reklama jogurtu.

I to jest blog z złotej dziesiątce.

Nie mam siły.

Czwarta próba. Może coś co znam chociaż z nazwy: antyweb.pl.

No, tu mamy w końcu trochę sensu! Jest treść, jest wygląd, wiadomo o czym, znana marka. Tak, to jest zdecydowanie coś wartego uwagi! Tylko coś mi się tu nie zgadza… Na głównej stronie widzę podpisy sześciu różnych osób. Blog sześciu osób piszących na raz? Widzę artykuły, działy, felietony, gorący temat… Ludzie, przecież to w ogóle nie jest blog! To jest gazeta! Bardzo dobra gazeta, ale co to, do cholery, robi w rankingu blogów?

Dobra. Koniec. Poddaję się. Tak, jestem starym prykiem i nic z tego świata nie rozumiem. 

Powiem więcej: jeżeli ta niewarta uwagi sieczka jest uznawana za najlepsze, co można znaleźć w polskiej sieci, to chcę być prykiem na zawsze. Wpiszcie mi to oficjalnie w dowód osobisty.

Uwielbiam być starym piernikiem, ramolem, który nie potrzebuje obrazków na pół strony oraz czcionki, którą widać z kosmosu. Za to szuka jakieś treści.

Dla mnie, pryka z innej epoki lansowanie się tych wszystkich ludzi, patrzenie na ten ich wymuskany profesjonalizm jest zwyczajnie nudne.

To jest ten rodzaj gazet, które wybiera się jako pierwsze, kiedy braknie papieru toaletowego.

Najlepsze polskie blogi w jednym zdaniu? Ludzie o skarłowaciałych mózgach dla ludzi o skarłowaciałych mózgach.

Blogosfera polska: nie mamy nic do powiedzenia. Kompletnie.

Czytelnicy polscy: no i dobrze!

Ach, Boże! Czemuż nie urodziłem się idiotą! Miałbym szansę być w pierwszej dziesiątce rankingu Kominka! Czemu szukam ciągle tego co wartościowe, co inne, co niebanalne, inteligentne, z dystansem? Mógłbym wtedy subskrybować blogi dla samych kolorowych obrazków i cieszyć się z tego, że… no właśnie nie wiem z czego, bo przecież jestem starym prykiem i nie rozumiem dzisiejszych kryteriów.

Lem miał rację: internet jest pełen idiotów.

Błogosławieni co umarli i nie zdążyli zobaczyć dalszego etapu jego rozwoju.

Podziel się z głupim światem