Śnieg znowu pada, jak wściekły…

Odkąd pamiętam, zawsze wokół mnie byli ludzie, którzy bardzo lubili śnieg. A ja nigdy nie mogłem zrozumieć dlaczego.

I dalej nie rozumiem.

Co tych ludzi tak fascynuje w skrystalizowanej H2O, żeby klaskać i wołać „o! śnieg! śnieg!” Że z nieba spada? To takie fantastyczne, że coś z nieba spada? Samoloty też spadają, a jakoś nikt się nie cieszy. Raczej niewielu czeka cały rok, żeby w końcu móc powiedzieć:

– O, jak cudownie! Znowu Tu-154 spada z nieba!

Mówią, że pięknie. No, tyle potrafię zrozumieć. Pięknie, faktycznie: przez pierwszą godzinę. Po drugiej jest to już normalne i zwyczajne. Po trzeciej zaczyna nudzić. Po czwartej zaczynamy tęsknić za większą ilością kolorów świata niż RGB=(255,255,255). A po piątej zaczyna być przygnębiająco. Co potem, to już wolę nie opisywać.

Jakie, pytam więc grzecznie i spokojnie, są walory estetyczne śniegu? No jakie? Kolor: biały. Kierunek: w dół. Kształt: brak. Chyba, że ktoś bałwana zrobi. Ale przecież nie z bałwanów ludzie się cieszą, tylko z tego, że śnieg spadł. Jakiż on piękny! Bo co, bo biały? To wyjmij sobie pustą kartkę z drukarki i się w nią wpatruj przez godzinę – będziesz mieć piękno śnieg przez cały rok!

A może śnieg kojarzy się ludziom z niebem? Jeżeli tak, to musiałoby to być wyjątkowo nudne niebo stworzone przez niewiarygodnie mało kreatywnego Boga. Ale któryż to kościół mógłby być tak koszmarnie nudny i prostacki, żeby jego wersja nieba była jednostajną, monotonną przestrzenią w jednym tylko kolorze? No który?

Hm, właśnie do mnie doszło, że chyba wiem który. A miało to być pytanie retoryczne…

No dobrze, gdyby nawet ktoś widział w śniegu trwałe piękno, na które warto patrzeć całymi dniami, to czyż nie wystarczy wyjść na godzinę, żeby mieć tego dość? Poobcuj z pięknem osobiście! I co wtedy odkryjesz? Jak to co – zimno! Zimno i mokro jak jasna cholera! Wszystko człowiekowi zamarza. A jeżeli nie zamarza, to wyłącznie dlatego, że dźwiga on na sobie grube kilogramy najrozmaitszych ubrań, które krępują ruchy i nie pozwalają skórze oddychać. I to jest aż takie przyjemne? Ubierać się przez pięć minut przed każdym wyjściem, sprzątać przez pięć minut kałuże po każdym przyjściu?

Kiedy śnieg jest świeży – oczy bolą od patrzenia. Kiedy jest nieświeży – cały świat wygląda jakby był w zalany błotem. Do wyboru mamy oślepiającą biel albo przygnębiającą szarość. Jedno piękniejsze od drugiego.

Więc pytam z uporem maniaka: co tu jest do lubienia?

Jedyne, do czego śnieg się nadaje to lepienie bałwanów, zjeżdżanie z górek i rzucanie się śnieżkami.

Ale nawet te trzy wesołe rzeczy nie zrekompensują długich miesięcy monotonni, zamarzania, i chodzenia wszędzie w kombinezonie niczym kosmonauta.

Śnieg to zło – i tyle. Trzeba go jakoś znosić i szukać dobrych stron tego wszystkiego. Ale żeby się cieszyć, że pada? Masochizm.

Jeżeli, podobnie jak ja, próbujesz jakoś doczekać do wiosny, to zachęcam do grania, oglądania filmów i czytania książek. Na przykład mojego zbiorku opowiadań, które pisałem jak było ciepło. W sam raz na zimę. Zachęcam do kupienia, jak ktoś jeszcze nie zna. Właśnie zrobiłem nowy dodruk (poprzedni się skończył szybciej niż się spodziewałem). Taniocha.

Wesołego czytania i niech wam zima lekką będzie…

Podziel się z głupim światem