Kiedy 6000 ludzi maszeruje z wielkim transparentem „my chcemy Boga” to każdy miłośnik Jezusa i jego poglądów powinien się cieszyć.
Ale się nie cieszy. Bo jak na sąsiednich transparentach są napisy „śmierć wrogom ojczyzny„, „Polska dla Polaków” albo „Europa będzie biała albo bezludna” to kontrast między postawą narodową a postawą Jezusa jest już tak wyraźna, że pojawia się pytanie którego Boga oni właściwie chcą.
Bo chcieć Boga przy takiej postawie to tak jakby karp wołał o Boże Narodzenie. Ale po tak skrajnej głupocie nie można się niczego innego spodziewać.
Aż się przypominają słowa proroka Amosa. Oczywiście się przypominają tym nielicznym, którzy tak gorąco chcąc Boga, przeczytali choć raz w życiu Biblię.
„Biada wam, którzy z utęsknieniem oczekujecie dnia Pana! Na cóż wam ten dzień Pana? Wszak jest on ciemnością, a nie światłością. To tak, jakby ktoś uciekał przed lwem, a spotyka niedźwiedzia; a gdy wejdzie do domu i opiera rękę o ścianę, ukąsi go wąż. Zaiste, dzień Pana jest ciemnością, a nie światłością, mrokiem, a nie jasnością. Nienawidzę waszych świąt, gardzę nimi, i nie podobają mi się wasze uroczystości świąteczne”. [Amo 5:18 – Amo 5:21]
Ci, którzy ciągle uważają, że nie ma sprzeczności między nacjonalizmem a chrześcijaństwem, powiedzą, że to tylko garstka skrajnych pomyleńców. Inni maszerowali w imię „zdrowego patriotyzmu”.
Zdrowe flagi. Zdrowy militaryzm. Zdrowe czerwone race. No zabawa na całego.
Nikt tak nigdzie nie świętuje. Tak to się świętowało w 1936 w Niemczech. A teraz przywiązanie do kraju świętuje się zabawą, jedzeniem i piciem. Tańczeniem i żartami. Graniem w gry i poznawaniem nowych przyjaciół.
Marsze wśród czerwonych rac, militarnych haseł i ludzi wyglądających jak ochotnicy idący na wojnę, są na świecie przejawem skrajnego (podkreślam: skrajnego) nacjonalizmu. Nacjonalizmu, którego najsłynniejszym przedstawicielem są Niemcy pod rządami NSDAP.
Natomiast w Polsce traktuje się to jak zdrowy patriotyzm.
Można zupełnie szczerze nie rozumieć dlaczego świat tak ostro reaguje, można machnąć ręką na ciągłe porównania do „nazistów” i „faszyzmu”.
Ale ludzie, popatrzcie na siebie z zewnąrz, jeśli potraficie. Skąd ma świat wiedzieć kim jesteście? Jeżeli maszerujecie jak faszyści, puszczacie race jak faszyści, widzicie siebie i swój kraj w ten sam sposób co faszyści i głosicie postawy społeczne te same co faszyści, to na czym polega różnica?
Że ostateczne usprawiedliwienie ksenofobii, rasizmu i niewolniczego posłuszeństwa idologii, nazywa się nie „Rzesza Niemiecka”, tylko „Polska”?
Dla nikogo to nie ma znaczenia. Tylko dla was.
To tylko kwestia stylu. Czy na plakatach będzie „chcemy Boga” czy „Gott mit uns”, bóg ten sam: nacjonalizm.
Niech go nikt nie myli z Bogiem, o którym mówi Biblia.