Ludzie ratujcie – nie pamiętam po co była KonteStacja. Zapomniałem.

Jak ktoś nie wie co to, to przypomnę w skrócie. To było tak: w 2009 stworzyłem z Marcinem Hugo Kosińskim Kontestację. To było wtedy radio internetowe na żywo plus podcasty. Gadaliśmy co tydzień w poniedziałek o wolnym rynku i innych rzeczach, a słuchacze dzwonili i rozmawialiśmy. I było fajnie. Chciało nam się.

Pierwsze cztery lata to były Złote Lata. Dużo ludzi dołączało i się włączało. Z jednej audycji zrobiły się dwie, z dwóch kilka, z kilku zrobiło się kilkanaście. I robiliśmy razem manifestacje w Warszawie, KontestCampy, niektórzy nagrywali policję, żeby pokazać że mają prawo, generowaliśmy różne protesty a raz to nawet Hugo opierdolił na żywo Tuska. Oj, fajnie było. Kontestacja z tamtych lat była legendarna.

A cztery lata później poszedłem sobie z Kontestacji. Hugo miał już wtedy ostry ciąg na pieniądze, biznesy, monetyzacje, sukcesy finansowe i inne takie. Dla mnie to są wszystko śmieci, ja nie chciałem takiej Kontestacji. A że ciągnięcie jednego projektu w dwie strony musiałoby się skończyć wcześniej czy później niekontrolowanym rozerwaniem na kawałki, konflikt lepiej było załatwić w sposób cywilizowany. On był wtedy w gorączce, a ja nie lubię niszczyć bez potrzeby, więc wynik był łatwy do przewidzenia – zostawiłem mu to wszystko i niech sobie ma. Ja mam inne rzeczy do roboty. Szczerze mówiąc, nie wierzyłem w żaden sukces tej kontestacji biznesowej, w żadnym sensie tego słowa. Spodziewałem się, że kiedy Kontestacja straci… no właśnie to coś, czego nie pamiętam, to się wszystko zesra. Wierzę, że ludzie słuchali Kontestacji nie po to, żeby więcej zarabiać.

Istotnie, się zesrało. Tyle tylko, że trwało to dłużej, niż się spodziewałem. Co mnie nauczyło, że z bardzo wysokiego miejsca spada się bardzo długo. Ważna lekcja życiowa. Do kolekcji.

Dzisiaj jest tak, że Hugo się nie przyznaje do mojej Kontestacji a ja nie przyznaję się do jego. Nic w tym dziwnego, mamy bardzo inne wizje siebie, ludzi, życia, Boga. I zupełnie inne ambicje. To co dla mnie w życiu ważne, dla niego jest śmieszne, to co dla niego w życiu ważne, jest śmieszne dla mnie.

I jest to normalne.

To fundamentalna zasada działania wolności, ekonomii i rynku: każdy sam wyznacza co dla niego ma jaką wartość.

Więc wszystko jest w porządku.

Problem w tym, że od 2009 roku minęły całe epoki i ten kto słuchał Kontestacji w Złotych Latach mając 25 lat, dziś ma 40. Ktoś kto wtedy był pełen entuzjazmu, wiary i nadziei, przeszedł w tym czasie zwykle przez to wszystko co musiało mu – delikatnie mówiąc – zmniejszyć entuzjazm.

I jest to powszechne zjawisko, że ludzie z czasem pozbywają się naiwnych złudzeń. Ale nigdy to nie było tak silne, jak w tych czasach. Bo oprócz naturalnych rozczarowań życiowych, doszedł świat, który przeszedł duże zmiany w krótkim czasie. Albo przeciwnie: powinien przejść zmiany, a nie przeszedł żadnych.

Ludzie głosowali, gadali, krzyczeli, a i tak zawsze było to samo. Zawsze rządzi Tusk albo Kaczyński. Podatki zawsze rosną, zamordyzm zawsze się zwiększa, a przedsiębiorcy zawsze dostają najbardziej po dupie. Przykład na przygnębiający brak zmian.

Miernoty na wysokich stołkach, co jawnie kradli i defraudowali zamiast wyroków podostawali nagrody. Kowidowy terror przyszedł, zniszczył i poszedł – w końcu jakaś zmiana! Ale ludzie nie wyszli z apatii, rewolucji nie było. Nieliczne protesty rozgoniono pałkami i gazem, jak za najlepszych czasów ZOMO. Później najwyższa Izba Kontroli w szczegółowym raporcie stwierdziła, że zarządzanie szpitalami było skandaliczne, w efekcie czego zmarnowano grube pieniądze i doprowadzono do niepotrzebnej śmierci tysięcy ludzi. Co to dało? Nic, mało kto nawet zauważył ten raport. Czy ktoś kogoś rozliczył? Ktoś za coś odpowiedział? Coś się zmieniło? Nie widzę, nie słyszę, kontynuujmy narodowy przegląd apatii.

Korwiny, para-korwiny i anty-korwiny rozwijały i zwijały kolejne partie. Tradycyjne cykle żenujących kłótni o byle gówno, małostkowości i niekompetencji zmieniły się cykliczny program rozrywkowy. W ostatnim czasie wielu uwierzyło w Konfederację i jej Wodza. Być może rozumowali tak: co prawda dużo głośniej niż „wolność, własność, sprawiedliwość” brzmi tam „kościół, naród, rozpierducha”, to może warto choćby po to, żeby poczuć wreszcie ten boski smak władzy i sukcesu. Ale nawet tutaj okazało się, że wódz z okrągłą buzią, więcej wierzy w liczby niż w ideały i ciężko się połapać o co mu chodzi i dokąd właściwie chce dojść. Możliwe, że wszystko mu jedno dokąd idzie, byle tylko szedł pierwszy. I żeby go nieśli. Ostatecznie nadmuchane oczekiwania zderzyły się znowu z rzeczywistością, efekt więcej przyniósł wstydu niż władzy i nazwa partii „Nowa Nadzieja” brzmi ciut ironicznie. Coś jak „świnka morska”: ani to świnka, ani morska…

Ale najgorsza chyba zmiana ze wszystkich przyszła od strony technologii odpowiadającej na najbardziej prymitywne cechy człowieka. Życie sprowadziło wszystko do internetu, a internet sprowadził wszystko do sprzedaży.

Jako milczącą normę przyjmujemy wszyscy, że w internecie nie ma już ludzi – są tylko towary. Nie ma już rozmów – jest tylko sprzedaż. Nie ma szczerości – jest pozowanie. Nie ma wiary, pasji ani ideałów – jest tylko głód sukcesu, który większość ludzi widzi jako Trójcę: pieniądze, władza, sława. Aż dziw bierze, że na progach domów nie pisze się dziś: P+W+S=2024.

Nie dziwcie się więc, że po przejściu przez to wszystko zapomniałem po co jest Kontestacja.

Wiem już po co nie jest. Tyle dobrze. Ale ciągle szukam tego czym jest. Czuję, że jestem coraz bliżej. Kiedyś to było takie oczywiste, a dziś nie potrafię nawet tego opisać!

Odkąd odzyskałem Kontestację, wyrzucam po kolei to wszystko co miało być rozwojem, a okazało się rakiem. Uparłem się, że cofnę się w rozwoju aż do zera, póki nie odkryję sedna, tej jednej rzeczy, która zrobiła z Kontestacji legendarne radio internetowe. Do tego najważniejszego powodu, dla którego ludzie chcieli nie tylko słuchać Kontestacji, ale być jej częścią. Nie jako konsumenci – jako uczestnicy!

Wiem, że nie chodziło o formę. I na pewno nie chodziło o jakość. I chociaż to dziwne, nie chodziło też o treść. Chodziło o coś innego, coś bardziej nieuchwytnego.

Po co była Kontestacja?

Nie pamiętam. Musiało to być tak jasne i oczywiste, że nigdy sobie tego wyraźnie nie uświadomiłem. A teraz mi tego brakuje. Wiem to, że była potrzebna. I czuję, że dalej jest potrzebna.

Wiem jeszcze to na pewno, że Kontestacja to były rozmowy. Nie porady, nie instrukcje jak żyć, nie pretekst do sprzedawania czegoś, tylko rozmowy, wymiana myśli, przekonań, uczuć. To pamiętam dobrze, bo w każdej audycji traktowałem ludzi nie jak statystyki, targety i lead’y, ale jak ludzi, z którymi mam ochotę porozmawiać, bo mi to sprawia przyjemność. Kontestacja była kontaktowa.

Ale czy to o to tylko chodziło? Byłoby to aż takie proste? Rozmowy, i tyle, nic więcej?

Nie wiem. Ale kiedy się nie wie, dobrze zacząć od tego co się wie. Od rozmawiania więc trzeba zacząć. Będziemy teraz rozmawiać. Przyjdźcie do Kontestacji! Zrobimy rewolucję: w czasach ciągłej sprzedaży będziemy rozmawiać! Szok i niedowierzanie!

Wpadnij, jak dawniej: o ósmej w każdy poniedziałek. Ale proszę cię o jedno: nie przychodź jak konsument ani jak sprzedawca. Przyjdź jak człowiek, który chce pobyć przez chwilę w grupie, gdzie się słucha i rozmawia.

I wiem, że będzie z tym wielki problem. Że po latach rozczarowań życiem, karierą, Polską, Korwinem, kościołem, trzecim rozwodem, drugim małżeństwem, Europą i Ameryką, multikulturowością, monokulturowością i sobą samym, mało komu się chce nawet rozmawiać. Mało kto wierzy, że ktoś chce. Że się w ogóle da. I że to jest człowiekowi po coś potrzebne, żeby słuchać innych i samemu być wysłuchanym.

Tak, zaczynam sobie coś przypominać. Kontestacja miała coś takiego charakterystycznego: nie była sektą, która walczy. Była grupą, która rozmawia. Nie było „raz sierpem, raz młotem”, nie było „***** ***”, tego charakterystycznego dla Polski mobilizowania się w nienawidzeniu wspólnego wroga. W ogóle tego nie było. A co było? No właśnie nie wiem. Ale cokolwiek było, było to fajne.

I znowu: łatwiej powiedzieć czego nie było, niż co było…

Tak czy owak postanowiłem sobie, że chcę odzyskać to co zniknęło przez te 10 lat. Nie zasięgi i popularność – mam je w dupie, po co mi one. Ja chcę esencję i fajność Kontestacji. Eksperymentować zamierzam.

Więc zapraszam. Rozmawiajmy.

Poniedziałki wieczorem, o ósmej. Zawsze.

Podziel się z głupim światem