Mam coraz większe wrażenie, że ten mój Odwyk jest to jedyne miejsce, gdzie można powiedzieć „Bóg” i „dupa” w jednym zdaniu. Rośnie we mnie też przekonanie, że coraz mniej ludzi zainteresowanych… hm, no właśnie, czym? Nazwijmy to: życiowym realizmem w kontekście Boga. Albo bardziej dosadnie: odrzucaniem obłudy i gry aktorskiej w tematyce Boga.

Taki przykład: jest fundacja „Głos ewangelii”. Dobra jest. Jej szef tworzy od lat reportaże. Reportarze są absolutnie fantastyczne: życiowe, ciekawe, mądre i odważne. Nienarzucające się z moralizowaniem, prawdziwe, skoncentrowalne na człowieku.

Ta sama fundacja organizuje też obozy dla młodzieży od lat 14, czyli tak samo jak my. Konkurencja dla nas? No właśnie nie za bardzo.

Nie chodzi o to, że nasz obóz („No Fear Camp 2024„) jest językowy i międzynarodowy a ich („Gospel Camp 2024„) jest lokalny i, hm… nawracająco-sportowy? Nie o takie rzeczy chodzi. Fundamentalna różnica polega na tym, że mamy kompletnie inne podejście. Do czego? No chyba do wszystkiego.

Na przykład nam nigdy by nie wpadło do głowy, żeby na stronie obozu napisać: „Wychowawcami na naszych obozach są wyłącznie osoby uprawnione do pełnienia niniejszej funkcji, które ukończyły stosowne kursy, a także z wykształceniem pedagogicznym. Fundacja jest zarejestrowana przez Sąd Rejonowy dla m.st. Warszawy, XIX Wydział Gospodarczy pod numerem KRS: 0000161848. Obozy organizowane są zgodnie z wytycznymi Ministerstwa Edukacji Narodowej.”

A już na pewno nie pogrubiliśmy na stronie słów „zgodnie z wytycznymi Ministerstwa Edukacji Narodowej„.

Gdybyśmy już nawet organizowali obóz ewangelizacyjno-kościelny (taki wiecie, że ważne i poważne wykłady są grubo ważniejsze niż jakieś głupie zabawy, śmichy-chichy i rozmowy o duperelach), to ja osobiście bym na takiej stronie napisał chociaż raz słowo „Bóg” albo „Jezus”.

Tymczasem Boga ani Jezusa na stronie głównej nie ma ani razu. Za to jest odniesienie do pięciu rozmaitych instytucji państwowych, łącznie z sądem rejonowym. A ministerstwo i jego wytyczne jest w ogóle podkreślone.

Dlatego mówię: my nie jesteśmy dla siebie żadną konkurencją. Po prostu zapraszamy kompletnie innych ludzi, z innych powodów, na inny rodzaj obozu i co innego jest dla nas ważne.

Żeby było jasne: ja tego podkreślania misterstwa zamiast Jezusa w ogóle nie krytykuję! Skoro trafiają z takim obozem do ludzi, to może to słuszna strategia? Może tzw. zwykli porządni ludzie właśnie to chcą widzieć najbardziej, co podkreślone: że ministerstwo jest zadowolone, że formalności są spełnione, że instytucje są zarejestrowane, że wszystkie papiery są wypełnione. Reszta? Dużo mniej ważna.

Jeżeli tak jest, to marny los nasz i naszego obozu. Bo chociaż jesteśmy tak samo zarejestrowani jak i tamci i tak samo wszyscy nasi wychowawcy mają wymagane papierzyska (guzik są warte, ale są dla świętego spokoju) to my w ogóle o tym nie piszemy. Bośmy zapomnieli. A czemuśmy zapomnieli? Bo mamy to serdecznie w dupie.

Jeżeli dla kogoś z kolei takie papierowo-urzędnicze rzeczy są najważniejsze, to my serdecznie odradzamy: do nas nie przyjeżdżaj, bo się zgorszych.

Albowiem my mamy to samo podejście, które miał Jezus: kochał ludzi, instytucje lekceważył. Więcej powiem: był on daleko bardziej buntowniczy od nas, bo nigdzie nie był zarejestrowany, żadnych wymogów Ludzi Władzy nie spełniał i nie miał na nic certyfikatu ani pozwolenia. A my akurat mamy.

Za co serdecznie przepraszamy.

Tak się w ogóle złożyło, że ja byłem na tym obozie „Gospel Camp” kiedyś, dawno dawno temu. Fajnie go wspominam, bo dla mnie to każdy obóz jest fajny, byle ludzie byli. Jest to wszystko uczciwe, bo jest dokładnie tak, jak to przestawiają: obóz jest chrześcijański, formalny i pełen zasad. Młodzież jest traktowana tak jak to w standardowej szkole: nauczyciel to strona aktywna, uczeń to strona pasywna. Nauczyciel ma mówić, uczeń ma słuchać, a życie jest proste i pod kontrolą. Może mieć taki uczeń oczywiście własne zdanie na różne sprawy, ale jeżeli to zdanie jest zupelnie inne niż to program ministerstwa przewiduje, to nikt tego słuchać nie będzie.

Możecie być pewni, że uczestnik obozu na obozie „Gospel Camp” nauczy się rzetelnie czego nie wolno, czego nie należy, czego nie wypada, czego nie można i co jest grzechem – czyli to wszystko z czym przeciętnemu Polakowi kojarzy się chrześcijaństwo.

Więc myślę sobie, że dla typowych polskich rodziców może to być ideał obozu chrześcijańskiego.

Pytanie czy są gdzieś jeszcze nietypowi polscy rodzice?

Jacy to? No tacy, co to nie obchodzą ich „wymagania ministerstwa” i walą ich „uprawnienia do pełnienia funkcji”, za to są zainteresowani tym, czy ich dziecku po takich obozie horyzonty się rozszerzą czy zwężą. Nietypowych rodziców brzydzi pruski model szkoły, pruski model życia i pruski model chrześcijaństwa. Nie przeszkadza im, że każdy ma inne zdanie na temat Boga i życia po śmierci i otwarcie się przyznaje. Rodzice nietypowi niekoniecznie wierzą w to samo co inni, ale nie mają nic przeciwko rozmawianiu o tym w co kto wierzy – byle bez cenzury myśli, presji grupy i wciąganiu do kościołów.

No Fear Camp 2024” jest dla młodych ludzi, z umysłami głodnymi, co chcą wyjść z tej polskiej nory na powietrze. Takich co mają ochotę na coś prawdziwego, na kontakt z człowiekiem a nie z instytycją, bez „Szanownych Panów” i „Pań Profesor”. Tacy co szukają życia, gdzie nie wszystko jest sztuczne, nadmuchane i na sprzedaż, dlatego lubią uciekać w gry, filmy, książki, bo wydaje się to prawdzisze i ciekawsze niż nudna egzystencja w Europie zmienionej w ZOO dla ludzi, pod błogosławieństwem mediów, rządów i mega-korporacji.

I przede wszystkim dla ludzi, którzy nie mieliby nic przeciwko temu, że skończyć raz z tym tchórzliwym uciekaniem pod opiekę formalności, księdza, ministra, zezwoleń i uprawnień. Żeby raz przestać się bać.

Więc co, Gospel Camp jako konkurencja dla No Fear Camp? No nie za bardzo.

Zresztą jakąż my jesteśmy dla nich konkurencją? Oni oferują coś, co przemawia do 99% Polaków. A my? Kto się nie boi spróbować przestać się bać? Ci co zwykle: odpadki systemu. Mniej niż 1%. Zawsze ta wąska droga, o której mówił Jezus. Tam tłumów nie ma. Tam zawsze są jednostki.

Ale nijak mnie to nie smuci, że robię w branży odpadków systemu. Jezus też tam był. W ogóle najfajniejsi ludzie jacy żyli zawsze byli mniej lub bardziej w poprzek. Mnie dużo bardzo cieszy towarzystwo kilku odważnych, nieprzeciętnych ludzi z otwartym umysłem i uśmiechem na gębie niż akceptacja milionów.

Ja nie muszę być influencerem. Być człowiekiem – mi to zupełnie wystarczy.

Podziel się z głupim światem