Napominanie

2015-05-04Blog11261

Ktoś mi przypomniał właśnie słowo „napominanie”. Znasz takie słowo?

Normalny człowiek nie wie co to jest. Wie tylko, że mu się to kojarzy kościelnie. No i dobrze mu się kojarzy.

Według Biblii napominanie jest to coś pomiędzy zachęcaniem, wychowywaniem, ostrzeganiem i naprowadzaniem. W kościelnej praktyce natomiast jest to grzeczniejsze słowo określające opierdalanie bliźniego swego.

Im świętszy kościół tym częściej, mocniej i bardziej drobiazgowo cię napomni. Opierdoli, znaczy. Za krótka spódniczka – bądź napomniana, siostro. Za długie włosy – napominamy cię, bracie. Klaszczesz podczas piosenki – czynisz zgorszenie. Nie klaszczesz podczas piosenki – nie gaś ducha.

Napomina się za wszystko. Od dzikiej orgii z połową członków konkurencyjnego kościoła, do nieprawidłowego koloru butów. Mnie raz napomnieli za wypicie puszki Coli. Co chcecie, kościół przeszedł długą drogę od czasów Jezusa: od „spragnionego napoić”, poprzez „weź i napój się sam”, aż do „spragnionemu zakazuje się pić”.

Opierdalanie się nawzajem z uśmiechem braterskiej miłości na gębie to w życiu kościelnym drugie najpopularniejsze zjawisko. Pierwszym jest oczywiście plotkowanie.

Ja osobiście nie mam wątpliwości, że obie te rzeczy są najważniejszym powodem, dla których w kościołach ewangelicznych cały czas ubywa ludzi, a ci którzy tam są, stają się z czasem coraz mniej zdolni do własnej inicjatywy i działania. Nic w tym dziwnego. Człowiek napominany na prawo i lewo pośród słodkich uśmiechów życzliwości czuje się jak na jednym wielkim teście. Po jakimś czasie takiego życia boi się w końcu palcem ruszyć, żeby go zaraz ktoś miły i sympatyczny nie napomniał. Ostatecznie taki człowiek albo dostaje pierdolca do reszty i zmienia się w ławkowe zombie albo wybucha i dostawszy ataku wścieklizny rzuca w diabły kościelne towarzystwo i przechodzi na religijną obojętność. I niech was ręka boska broni, żeby potem przy kimś takim powiedzieć głośno słowo „Bóg”!

Nie dziwię mu się ani trochę. Bo skoro życie ludzi w kościołach ma być odbiciem charakteru Boga, to jakiż jest ten Bóg? Małostkowy – to pierwsze słowo, które przychodzi mi do głowy. Drugie i trzecie słowo zostawię dla siebie, bo jest niecenzuralne.

Zaprawdę, powiadam wam: więcej Boga znajdziecie w burdelach niż wśród takich ludzi. Jezus powiedział raz o religijnych ludziach z jego czasów: „powiadam wam, że poborcy podatkowi i prostytutki wyprzedzają was do Królestwa Bożego” [Mat 21:31]. Rozumiem dobrze, co miał na myśli.

My się z resztą często z Jezusem zgadzamy.

Jedno jeszcze tylko powiem na ten temat. Że gdyby ci, którzy się na Jezusa powołują, przykładali tyle wagi do szukania miłości, życzliwości i sympatii do ludzi, ile przywiązują do napominania, oceniania i wytykania im błędów, to by nie musieli szukać strategii ewangelizacyjnych, organizować wielkich krucjat i zatrudniać speców od marketingu ewangelizacyjnego.

Ludzie by sami przychodzili.

Tylko najpierw to trzeba ludzi polubić. A dopiero potem zapraszać.

Rzekłem.

Podziel się z głupim światem