Lekarstwo na raka

2012-04-23Blog1594

W komentarzu pod moim ostatnim spiskowym wpisem Piotr napisał tak:

Generalnie zgadzam się z Martinem, ale co z teoriami spiskowymi mówiącymi chociażby, że owe koncerny farmaceutyczne opracowały już idealne lekarstwo na raka, ale zatajają jego istnienie? Zyski z niedoskonałych leków sprzedawanych przez dłuższy okres czasu choremu > zysk z jednokrotnej sprzedaży lekarstwa, po zażyciu którego pacjent zdrowieje i nie można już na nim zarobić. Takich teorii nie odrzucałbym z automatu.

Zastanówmy się nad tym.

Według tej teorii, firma farmaceutyczna miałaby opracować (za ciężkie pieniądze!) rewolucyjne, spektakularne lekastwo. Pozwoliłoby jej to zostać absolutnym liderem na rynku. Po czym firma ta miałaby to schować do szafy. Po to, żeby… eee… no właśnie, po co? Żeby zbytnio nie przegonić konkurencji?

Brzmi to dokładnie tak samo, jakby firma Amazon opracowała nowy, rewolucyjny czytnik książek z elektronicznym atramentem, który czyta się wygodniej niż książkę papierową – po czym zataiła jego istnienie. Po co? Bo bardziej jej się opłaca zostać producentem papieru?

W prawdziwym świecie dzieje się inaczej. Firma Amazon opracowała czytnik Kindle, wypuściła go na rynek, na czym ciężkie pieniądze robi. I jakoś nie przeszkadza jej to, że czytnik Kindle kupuje się raz, a książki z papieru wiele razy.

Takie rzeczy jak walka firm z postępem na rynku, mogą się dziać, i owszem. Ale dzieje się to zwykle wtedy, kiedy jakaś wielka, a zatęchła technologicznie firma, boi się, że wyleci z rynku, bo gdzieś ktoś wymyślia właśnie gwóźdź do ich trumny. Wtedy się z takim gwoździem walczy. Odracza się to co i tak nieuchronnie przyjdzie. Przykładowo, firmie dorożkarskiej nie byłoby na rękę skonstruowanie samochodu. Albo firmie Liczydło Sp. z o.o. powstanie komputerów.

Ale w rzeczywistości jest tak, że wolny rynek sam z siebie sprzyja postępowi technologicznemu, a nie utrzymywaniu status quo. Bo ten, kto pierwszy trafi w potrzebę masy ludzi, zarabia na tym góry złota.

Innym przypadkiem „spisku korporacji” może być sytuacja, w której nie opłaca się nowych rzeczy wymyślać. Kiedy? A na przykład wtedy, kiedy firma spodziewa się, że nie będzie mogła czerpać korzyści z nowego wynalazku. Czy to możliwe? Pewnie. Z powodu, na przykład, braku ochrony własności intelektualnej. Stworzenie leku na raka zapewne sporo kosztuje. Jeżeli świat byłby urządzony tak, że natychmiast po ogłoszeniu odkrycia wszyscy będą mogli na równi czerpać z niego korzyści, to po co firma miałaby inwestować w prace badawcze? A niech inni badają – a my potem skorzystamy z ich pracy za darmo!

Niezależnie od tego jak bardzo chcielibyśmy sobie korzystać za darmo z tego, nad czym inni się męczyli, lepiej tego nie róbmy. Bo brak ochrony własności intelektualnej zniechęci tych, którzy tworzą. I zostaną tylko ci, co kopiują. Ale co będą kopiować, skoro mało komu będzie się opłacać tworzyć?

Innym powodem ukrywania lekarstwa na raka mogą być regulacje państwa – interwencjonizm. Przykładowo państwo może uznać, że lek na raka jest zbyt „ważny społecznie”, żeby tylko jedna firma mogła go posiadać. Więc dla dobra ogółu odbierze firmie owoce pracy badawczej i rozda wszystkim chętnym.

Taka groźba oczywiście zniechęciłaby przed odkrywaniem lekarstwa na raka. I może nawet tak się dzieje.

Dlatego pierwszą, najpilniejszą potrzebą jest drastyczne zmniejszenie regulacji państwa i przywrócenie prawdziwego wolnego rynku!

Argument, że opłaca się bardziej leczyć długo niż wyleczyć od razu jest taki sobie. Gdyby to zjawisko działało, nie mielibyśmy płyt DVD, tylko taśmy magnetyczne. Przecież mają krótszą żywotność. Nie byłoby też akumulatorów AA, tylko baterie, nie byłoby piór wiecznych (mój parker ma dożywotnią gwarancję!), tylko długopisy, i tak dalej. Setki przykładów z prawdziwego życia mówią, że ten mechanizm się nie sprawdza.

Dlaczego?

To oczywiste: bo zyski z bycia twórcą nowego rynku są znacznie większe niż korzyści z utrzymywania status quo.

Dlaczego więc twarde dyski projektuje się tak, żeby żyły ok. 5 lat, zamiast robić je długowieczne? Czy to nie spisek?

Tak, to spisek – ale w Krainie Czarów. W realnym świecie to zwyczajny efekt rynkowy – po prostu optymium między trwałością a ceną tak się na rynku ukształtowało. Rynek – czyli po prostu my, którzy te dyski kupujemy – zdecydowaliśmy za pomocą naszych pieniędzy, że bardziej nam pasuje kupić dysk, który żyje 5 lat za 200 złotych, niż dysk, który przetrwa stulecia za 600 złotych. Po części dlatego, że za 10 lat ten dysk będzie śmiesznie mały i niedorzecznie wolny, a po części dlatego, że bardziej nam się opłaca częściej kupować nowe, niż trzymać się starego.

Jeżeli więc jest tu już jakiś spisek, to tylko spisek konsumentów.

Mały przykład. Co byś wolał: być twórcą pierwszego walkmana na płyty CD, czy być producentem kaset magnetofonowych? Każdy kto ma mózg i wie ile zarobili na innowacjach Bill Gates czy Steve Jobs, wybiera to pierwsze. Argument, że kasety się szybko niszczą i trzeba je ciągle wymieniać pewnie wydawał się też mocny paru producentom. A parę lat później płyty CD posłały ich kasety magnetofonowe do muzeum.

I co? Jakoś nie było spisku, który uniemożliwił powstanie płyt CD. Ani DVD. Ani BlueRay. Ani telefonów komórkowych.

I nie wiem dlaczego miałoby być inaczej z lekiem na raka.

Podziel się z głupim światem