Często słyszałem opinię, że obcokrajowcy w innych krajach są zazwyczaj traktowani jak „obywatele trzeciej kategorii”.

Nie wykluczam, że tak może być. Ale ja tego nie zaobserwowałem.

Zresztą nie wyobrażam sobie jak by to miało funkcjonować, skoro w takim Londynie mniej niż 45% mieszkańców jest biała (wiedziałeś?). Co znaczy, że większość ludności jest napływowa, więc mniej lub bardziej „obcokrajowa”.

Więc przez kogo mieli by być Polacy traktowani jako ludzie trzeciej kategorii? Przez innych ludzi trzeciej kategorii?

Zresztą to bez sensu gdybania, bo od dziesięcioleci nikt na zachodzie nie myśli w kategoriach narodowych. Jeżeli już się dzieli ludzi na kategorie to pod względem zarobków albo wykształcenia.

Zresztą zwykła życiowa praktyka zmusza nas, żeby od niektórych trzymać się z daleka. Ale powodem nie jest ich narodowość, rasa ani pochodzenie tylko właśnie życiowa praktyka.

Co to znaczy?

Jeżeli traktują cię za granicą gorzej, to najprawdopodobniej dlatego, że:

  • masz odpychający charakter
  • izolujesz się
  • obrażasz się o byle co
  • mówisz w lokalnym języku z okropnym akcentem
  • oczekujesz, że inni będą ci okazywać szczególne względy
  • nie uśmiechasz się i nie zagadujesz do ludzi
  • nie chodzisz na spotkania towarzyskie
  • nie zapraszasz do siebie znajomych
  • jesteś mniej lub bardziej socjopatą

Krótko mówiąc, jaki jesteś dla innych, tak cię inni będą traktować.

I takie zjawisko akurat zauważyłem. Rzeczywiście: wyobcowane, socjopatyczne gbury są na ogół traktowane jako obywatele trzeciej kategorii.

A czy te gbury są z Polski, z księżyca czy z sąsiedztwa, żadnej różnicy to nie robi.

Nieszczęście polega na tym, że wielu polskich gburów nie zdaje sobie zupełnie sprawy z tego, że są ludźmi społecznie okropnymi. W Polsce istnieje bowiem nie występująca nigdzie indziej zjawisko patologicznej narodowej tolerancji.

Patologiczna Narodowa Tolerancja polega na przekonaniu, że wspólność narodowa z definicji przesłania wszystko inne. Polak musi się trzymać z drugim Polakiem, niezależnie od tego jak bardzo ten drugi jest nie do zniesienia. Złodziej, menda, pijak, oszust – ale jednak rodak.

Co wyjaśnia dlaczego jeden gwałciciel z Nigerii jest w Polsce wielkim społecznym problemem, ale tysiąc gwałcicieli Polaków nie jest problemem żadnym. Po prostu się ich nie widzi. Polskość przesłania największe zło.

Stąd też się bierze to niezrozumiałe dla Anglików dziwactwo, że Polacy na emigracji trzymają się razem jednocześnie się nawzajem nienawidząc.

Innych przykładów podawać nie będę, jak ktoś ciekawy, niech przeczyta „Trans-atlantyk” Gombrowicza.

Nieszczęście więc polega na tym, że człowiek, którego okropne cechy i antypatyczne zachowanie społeczeństwo toleruje, uważa je za normę. I nie widzi powodu się zmieniać. Bo tak jak on ma obowiązek tolerować każdą łajzę, tak samo każda łajza akceptuje jego. Bo musi. Polskość zobowiązuje.

A potem Polak wyjeżdża za granicę.

I nagle odkrywa, że coś go tam nie lubią. Coś go tam unikają. Coś mu awansu dać nie chcą. Dlaczego? Przecież nic się nie zmieniło. Przecież on innych traktuje tak jak traktował zawsze.

No właśnie dlatego.

Podziel się z głupim światem