Kupiłem sobie na Allegro płytę główną od firmy mdm24.
Następnego dnia dostałem maila, że sorry, ale błąd w systemie i tak dalej i ogólnie to nie mamy tej płyty. To gdzie mamy wysłać pieniądze?
Gdybym się chciał trzymać prawa – i miał czas na takie zabawy – to bym powiedział, że nigdzie. Transakcja jest zawarta i obowiązuje. Nie da się z niej tak po prostu wycofać.
Ale nie chce mi się i nie mam czasu, więc kij im w nery. Napisałem więc tylko co myślę o rzetelności takiej firmy, która mówi „nie mamy pańskiego płaszcza, więc weź pan ten, z poważaniem, Kierownik Szatni Adam Kissmajas”.
Na to dostałem odpowiedź, że Szanowny Panie, co się pan tak czepiasz, przecież mogliśmy oddać pieniądze po 14 dniach a towar przysłać po 30. Bo nam tak prawo pozwala.
Nie napisał „ciesz się pan, że w ogóle oddaliśmy pieniądze i do tego tak szybko”. Miło, że się powstrzymał. Jednak coś się zmieniło od PRL-u.
I nic w tym takiego znowu dziwnego. Przyzwyczaiłem się. Firma w USA w takiej sytuacji oddałaby pieniądze, przysłała prezencik, kupon, firmową chusteczkę do nosa, batonik, cokolwiek. I dałaby do zrozumienia, że nie ma usprawiedliwienia na takie postępowanie, więc sorry. Nasza wina i tyle.
Firma w Polsce tłumaczy, że mają ciężko, jest im trudno i przecież zrobili więcej niż im prawo pozwala, więc o co chodzi. I zachowuje się tak, jakby nie dotrzymywanie transakcji było normalne, a rekompensata pomysłem z kosmosu.
Ale nie to mnie zszokowało.
Zszokowało mnie to, że na dole maila zobaczyłem wielki, dumny znaczek „Rzetelna Firma„.
Padłem.
Najwyraźniej, żeby być rzetelną firmą w Polsce, wystarczy że po wycofaniu się z zawartej umowy sprzedaży odda się w ogóle pieniądze!
Ciekawe czy szatniarz z Misia też dostałby znaczek „Rzetelna Firma” – w końcu jak nie znalazł płaszcza właściciela to chciał dać mu inny. Co za rzetelność!
Oniemiałem.
Zdecydowanie za dużo czasu spędzam za granicą.