Urodzin nie lubię.
Urodziny mają zazwyczaj więcej plusów niż minusów, ale i tak nie lubię. Bo to tak jakby pić piwo, do którego ktoś nasikał. Fakt, że sików jest tylko 10% jakoś nie poprawia mi humoru. Taki dziwny jestem.
Czasem przyjdzie ktoś i powie: nie zwracaj uwagi na minusy. Proponuję mu wtedy eksperyment: nasikam ci do piwa. Tylko 10%, wypij. Smacznego. Ale jakoś pić nie chce. Woli doradzać innym.
Jak byłem dzieckiem to plusem urodzin było, że dostanę ze dwie kasety magnetofonowe z grami na ZX Spectrum. Skopiowane jak należy na giełdzie czy gdzieś, bez oczywiście grosza dla twórcy, producenta i dystrybutora. Bo wtedy to nie była kradzież. Takie czasy. Sam się dziwię dlaczego jakoś nie wpadło mi wtedy do głowy, że gry nie biorą się z powietrza, że to jednak kupa roboty, którą ktoś musi zrobić, że poświęca czas, wysiłek i pieniądze. No ale jak się ma 10 lat to człowiek ma prawo być głupi.
Minusem urodzin było z kolei, że dostanę od babci coś z wełny i będę musiał w tym chodzić a od rodziców wyroby czekoladopodobne i będę musiał je jeść. Jedliśmy toto z powodu braku czekolady w komunistycznym raju. Smakuje jak wosk pomalowany na czarno, jak kto ciekawy.
Dziś największym plusem urodzin są przyjaciele, których sympatia, przychylność, cierpliwość i szacunek działają na mnie niczym odświeżacz powietrza na polu gnojówki. Miałem użyć porównania z światłem, gwiazdami i kosmosem, ale to jakieś nudne. Gówniane porównania bardziej pasują do współczesnego świata.
Minusem urodzin są z kolei otaczające mnie internetowo rzesze robotów, którym się wydaje, że są ludźmi. Może nawet kiedyś byli, ale w 2022 niewiele im z człowieka zostało. Prowadzą te istoty życie – o ile to życiem można nazwać – według wbitego w łeb programu. Wykonuje się ów program bezkrytycznie i bezmyślnie, albowiem dla robota żyć to wykonać plan. Żyć to nie odstawać od normy. Żyć to być zdefiniowanym i nie wychodzić poza genre. Norma przychodzi zawsze z zewnątrz, opatrzona pieczątką poprawności od tzw. autorytetów. Żeby chociaż te autorytety jakieś były. Ale nawet one zeszły na psy zupełnie i przyjmują obecnie postać mocno przetworzonego elektronicznie gówniarza z YouTube lub też panienki z Instagrama, na której widok jeszcze sto lat temu wszyscy by zgodnie oświadczyli, że to prostytutka i to niedroga.
Ci mi ustawicznie czegoś życzą w czasie urodzin. Z reguły są to jakieś kopiowane w nieskończoność nic nie znaczące formułki.
No wiecie, takie „sto lat” i „wszystkiego najlepszego”. Jest to tak beznadziejnie nudne, że mnie, jako twórcę, już nie irytacja ale litość bierze autentyczna, że przy takich możliwościach jakie daje współczesna technologia biedna maszyna człowiecza nie jest w stanie wymyślić kompletnie nic poza prymitywnym kopiowaniem.
Nie dziwię się, że ostatnio moda na „twórcze AI” wzbudza taki zachwyt. Skoro ludzie są bardziej robotami niż same roboty, to nic dziwnego, że podziwiają roboty co są bardziej ludzkie niż ludzie.
Po ch*j te życzenia to ja dalej nie rozumiem. Bóg jeden wie jaka z tego ma płynąć radość dla życzonego. Zwłaszcza kiedy życzący pojęcia bladego nie ma jakie marzenia i pragnienia ma życzony.
Bo gdyby dajmy na to ktoś, kto życzy „100 lat”, zobowiązywał się jednocześnie do zmieniania stuletniemu staruszkowi pieluchy, no to by świadczyło o niezwykłej wręcz wspaniałomyślności. Takie życzenia to aż wzruszają.
Ale kiedy typ mówi do kolegi „100 lat” a nie kosztuje go to nic poza naciśnięciem guzika. Nie płynie to z serca, bo to kopia z kopii z kopii z kopii z kopii. To nie głos człowieka, to losowe dźwięki wydawane przez robota. Beep beep beep.
Największa męczarnia tych czasów polega na tym, że ludzie-roboty chcą, żeby ich skopiowane NIC koniecznie zobaczył cały świat. I zamiast siedzieć cicho ze swoim brakiem własnego głosu, wrzeszczą dookoła siebie, że tu oto moje NIC, patrz na zdjęcie, patrz, patrz, patrz! Niektórzy znowuż chcą, żeby to NIC od nich kupować (dygresja: sprzedaż NIC przez roboty wyglądające jak ludzi nazywa się fachowo „profesjonalizmem”).
Ale jak mówię, ja mam niebywałe szczęście mieć przyjaciół-ludzi. Prawdziwych, z własnym głosem. To jedna banda osobników pomylonych, kto wie, może nawet psychopatów. Nigdy nie wiadomo czego się po nich spodziewać bo na bycie człowiekiem przepisu nie ma. Ale z taką kolorową bandą ludzi świat robotów nie straszny!
W tym roku dostałem w prezencie nagranie, zrobione jeszcze w lecie. I w tym nagraniu występują przyjaciele i mówią że:
- że ktoś mnie lubi za to, że mam często rację, zaś nie lubi za to, że mam często rację
- inny ktoś mnie lubi za to, że spełniam marzenia, bo to go inspiruje
- ktoś mi życzy szybkiej śmierci i będzie dobrze (wiem co ma na myśli i doceniam, że mnie rozumie)
- padło życzenie od pary z dziećmi abym się nie zesrał (też dowodzą że znają moje lęki)
- eh – powiedziało dziecko, ale że miało z rok, to doceniam (i tak ciekawsze niż „wszystkiego najlepszego”, bo własne)
- dostałem radę, że dobrze by było, żebym nie miał kamieni nerkowych wielkich jak skały i w związku z tym nalega się abym pił dużo piwa
Jest to coś wspaniałego, bo to są rzeczy mówione naprawdę DO MNIE i naprawdę OD KOGOŚ. Taki kontakt wymaga zrozumienia, poznawania, uwagi. Fantastyczna rzecz, jak ktoś lubi być człowiekiem.
Trudno dziś być twórcą, pisarzem, grajkiem czy mówcą w mediach takich jak internet. W mediach, gdzie wszystko robi się „dla zasięgów” trudno po latach widzieć jeszcze w ludziach ludzi, nie statystyki. Zwłaszcza kiedy ci, do których mówisz, sami nie chcą ludźmi być.
Internet zabija w ludziach ludzi. Na ich miejsce przychodzą roboty.
Myślę że dziś będę wesoły. Bo dziś największa nagroda dla mnie jako twórcy to to, że po latach pisania, śpiewania, nagrywania, po milionach odsłon, odsłuchań i odczytań, w urodziny mogę usłyszeć nie podsumowanie statystyk ale głos człowieka.
Że o Bogu tutaj już nie wspomnę.
Happy Birthday to me.