Od lat prowadzę firmę w Anglii, ale co jakiś czas potrzebuję kupić coś w Polsce. Właśnie przyszedł ten moment znowu, więc zrobiłem na Allegro porządne zbiorcze zamówienie i teraz czekam. Czekam na przygody.
Bo mimo, że jest rok 2023 w Polsce istnienie firm zagranicznych dalej jest traktowane jak egzotyka. Kiedy jedna firma sprzedaje coś drugiej firmie, prawo wymaga, żeby wystawić fakturę. Zawsze. Obowiązkowo. Allegro, nie Allegro, takie jest prawo. Ale co zrobić, kiedy nagle okazuje się, że firma nie ma NIP, REGON a kod pocztowy ma inny format? Program nie przyjmuje danych, księgowy mdleje, w mózgu strach, w oczach panika.
Pierwsza firma z Allegro napisała mi, że mają problem z wystawieniem faktury, że sorry i czy starczy mi – i tu podali jakąś skomplikowaną nazwę. Powiedziałem, że ależ oczywiście, w Anglii wystarczy cokolwiek, bo tam się przedsiębiorcom ufa. Mogą więc napisać cokolwiek ołówkiem na papierze wyciągniętym ze śmietnika i będzie. A może nawet i słowo honoru by wystarczyło, kto wie.
Pani się ucieszyła, pogadaliśmy o tym jaka szkoda, że w Polsce przedsiębiorców się traktuje trochę gorzej i po sprawie, pani w ostatnim maili powiedziała, że ją rozbawiłem i fajnie się gadało.
Ale czasem jest inaczej. Bo inny sprzedawca, firma Retcom ze Szczecina, napisał mi tak:
Dzień dobry,
nie ma takiego numeru NIP w GUS, nie ma też takiego kodu pocztowego na terenie PL, więc daję paragon, bo program nie przyjmuje takich danych do faktury.
Na zagraniczne dane, kupuje się na aukcjach gdzie jest dopuszczona wysyłka zagraniczna, ja nie sprzedaję poza PL.
Pozdrawiam Serdecznie
Pierwsze co mi się rzuciło w oczy to rażący dysonans między „Dzień dobry„, „Pozdrawiam Serdecznie” a resztą tekstu. Mail nie był ani serdeczny ani nie poprawiał dnia. Czyż nie bardziej by pasowało „Noż kurwa” na początek i „I weź spierdalaj” na koniec? Podstawcie sobie i zobaczcie, że całość brzmi teraz o wiele spójniej.
Dobra, ja się przyznam, że mam problem z takimi mailami. Wiem co powinienem zrobić: machnąć ręką. Polecam to wszystkim: nie zawracaj sobie głowy byle buraczyną. Szkoda życia. Ale ja jestem pisarz, dziennikarz, podcaster i ironizator, więc mi niełatwo iść na własną radą. Bo ileż tu możliwości jest przeróżnych! Ile obśmiać można, ile okazji na fajny proces sądowy! I jakoś tak przyjemnie mu z tego „dobrego dnia” zrobić dzień trochę gorszy, tak dla samego poczucia sprawiedliwości, żeby odpowiednia postawa została nagrodzona w odpowiedni sposób.
I nieszczęśliwie nie tylko ja tak mam. Sam byłem świadkiem jak Kamil Cebulski, założyciel Asbiro, trafiwszy kiedyś na milicjanta z jakiejś Koziej Wólki, który też przez „dzień dobry” rozumiał „noż kurwa„, odmówił mu podania imienia ojca. Powołał się przy tym na prawo, które znał lepiej od owego milicjanta, ale tak naprawdę szukał tylko powodu, żeby się pokłócić, bo milicjant ów miał na ryju wypisane, że kocha pomiatanie ludźmi i tęskni za PRL-em.
Szybko więc pan władza poczerwieniał na gębie i w ramach nauczki wypisał bezczelnie mandat za to, że samochód ma krzywy hak, czy w złym kolorze, czy długość nie odpowiednia czy cholera wie co.
A Kamil Cebulski miał takie hobby, żeby ganiać aroganckich urzędników po sądach o byle pierdoły, więc ponoć ta sprawa kilkanaście razy potem do różnych sądów trafiała, marnując czas i pieniądze w ilościach niedorzecznych. Na koniec Kamil zapłacił jakieś idiotycznie śmiesznie pieniądze kary, ale patrząc na całość wygrał zdecydowanie. Państwo zapłaciło nieporównywalnie więcej.
Może to i pieniactwo i strata czasu, ale wszyscy jesteśmy ludźmi: każdy ma jakieś swoje pasje i ulubione zabawy. A kiedy człowiek raz przestanie się bać żyć, to jego zabawy mogą wyjść na wyższy poziom abstrakcji.
Bo jedni lubią spać a inni chlać po parkach, a inni wolą grać po nocach w Counter-Strike’a, a jeszcze inni wolą ganiać po sądach urzędników z kijem w dupie lub pozywać januszowe firmy z Allegro. Bywa.
Darujcie więc, nie róbcie tego samo, ale ja nie mogłem się więc powstrzymać, więc odpisałem tak:
A dzień dobry.
Nie sprzedajecie poza Polską? To się dobrze składa, bo ja nie kupuję poza Polską.
Chyba, że Sopot jest poza Polską? Ja już sam nie wiem, człowiek na parę lat z kraju wyjedzie, a tu jakieś poważne zmiany. Jeżeli mimo wszystko wysyłka do Sopotu to nie jest wysyłka za granicę, to proszę słać do Sopotu i się resztą nie przejmować.
Może być paragon, to nie problem. Może być nawet notka na serwetce, może być po francusku, może być w swahili, może być naprawdę cokolwiek. W Anglii się przedsiębiorcom pomaga a nie gnębi. Nie ma problemu, niepotrzebny stres.
Mimo wszystko polecam się pieklić o takie rzeczy nie do klienta tylko do Allegro. Bo to oni w formularzu danych do faktury dali wybór kraju, czym wyraźnie wskazują, że nie mają żadnego problemu z kupowaniem przez podmioty zagraniczne. Podobnie zresztą jak ich regulamin i polskie prawo. Wpisałem więc „Wielka Brytania”, ucieszony faktem, że po tylu latach Allegro zaakceptowało w końcu, że poza Polską istnieje świat i ten świat w Polsce czasem lubi coś kupić. Ponieważ więc wpisałem „Wielka Brytania”, sprzedawca nie musi już teraz szukać brytyjskiego kodu pocztowego w Polsce, bo dostał informację, że nie znajdzie.
Chyba, że nie dostał. Ale jak mówię, to nie ja tworzyłem stronę allegro.pl, ja tylko korzystam. Prawidłowo, zgodnie z regulaminem i z prawem.
Allegro widać coś nie do końca wychodzi otwieranie się na świat, bo mimo wyboru kraju przy danych do faktury na „Wielka Brytania”, zostawili pole NIP. Tu przyznaję rację: zamieszanie się zrobiło. Długo drapałem się w głowę kombinując co tam wpisać, żeby ktoś mi właśnie nie wysłał w odpowiedzi opryskliwego maila, narażając tym samym na szwank swoją dobrą reputację, bo przecież klient to nie petent w urzędzie i kto wie czy nie uzna, że problemy z obsługą programów po stronie sprzedawcy nie są wystarczającym powodem, żeby być opryskliwym, gburowatym i pouczać klienta jak dziecko. Wpisałem ostatecznie numer rejestracyjny spółki.
Więc nie ma problemu, czyńmy swoją powinność, nie ma powodu tracić dobrego humoru.
Ale mam inny problem, mianowicie z tym, że zgodnie z polskim prawodawstwem oświadczenie w mailu „daję paragon” jest nie tylko aroganckie, ale jest przede wszystkim wykroczeniem skarbowym. Nie polecam pisać takich rzeczy. Faktura przy sprzedaży innej firmie jest wymagana, zgodnie z polskim prawem. A dla kontrahenta zza granicy polskie przepisy są takie same jak dla kontrahenta z Polski, transakcja przebiega bowiem z całą pewnością na terytorium Polski i wyłącznie polskie prawo tutaj obowiązuje. Allegro też nie ma tutaj nic do rzeczy, bo transakcja jest już dokonana i wchodzimy w obszar polskiego prawodawstwa a nie regulaminu Allegro.
Możemy się oczywiście o to pokłócić, ale po co się kłócić? Wystarczy, że zawiadomię Urząd Skarbowy że firma odmówiła mi wystawienia faktury i zaraz się dowiemy na 100% czy można nie wystawić firmie z Wielkiej Brytanii faktury dlatego, że program nie przyjmuje danych.
To co, sprawdzamy?
Ja sobie poradzę i bez faktury, więc może dajmy sobie spokój, co?
Ale że nie jestem fanem lekceważenia klientów, protekcjonalnego tonu i omijania prawa kosztem innych, mogę zmienić zdanie i z samej tylko ciekawości sprawdzić czy jednak dostanę tę fakturę jak się uprę.
Bo przyznam się, że miałem takie głupie hobby jak jeszcze mieszkałem w Polsce: pozywałem firmy z Allegro, które upierały się, że mogą ignorować zasady przyzwoitości i prawo kosztem klientów. Wleką się te procesy niemiłosiernie, ostatni trwał 3 lata, ale jak mówię to tylko głupie hobby, nic mnie nie kosztuje, więc mi się nie spieszy. Wygrałem wszystko do tej pory i ciekaw jestem kiedy w końcu przegram. Pewnie nigdy, bo biorę tylko bezczelne i oczywiste przypadki. A do tej pory jeszcze mi się nie zdarzyło, żeby ktoś mi nie oświadczył (nie poprosił, nie zapytał – oświadczył!), że nie wystawi faktury, bo mu tam coś nie działa. Strasznie jestem ciekaw jak by takie uzasadnienie przyjął sąd.
Tak że proszę mi jeszcze raz powiedzieć, że w Polsce nie ma obowiązku wystawiania faktury podmiotom zagranicznym, które kupują przez Allegro – a ja już się biorę do roboty i za 3 do 5 lat obaj będziemy odrobinę mądrzejsi.
Tak to się w Polsce załatwia, o ile dobrze pamiętam.
Alternatywnie, możemy spróbować po angielsku: okazać sobie nawzajem odrobinę życzliwości na dzień dobry. Wy mi napiszecie „czy może być wyjątkowo bez faktury tym razem?” a ja „ależ oczywiście, żaden problem, miłego dnia” i rozejdziemy się z optymistyczną myślą, że dobrą wolą wszystko da się załatwić i zamiast generować sobie wrogów, zyskać zaufanych przyjaciół.
To jak to załatwiamy? Po polsku czy po angielsku?
No i jeszcze nie wiem na który wariant zdecyduje się sprzedawca. Na razie odpisał automat. A on nic nie mówi na temat tego czy kocha Polskę czy woli Anglię. Ale też pozdrawia serdecznie. Taki serdeczny automat.
W międzyczasie pięć innych firm przysłało mi fakturę bez żadnych uwag.
No ja jestem zdecydowanie zwolennikiem biznesu angielskiego! Bo chociaż lubię takie różne potyczny, starcia i zapasy słowne, to jestem przede wszystkim gorącym orędownikiem szczęścia, uśmiechania się, zabawy, przyjaźni i radości.
Ale mądrość Rzymian mówi: si vic pacem, para bellum.
Co to znaczy? Nie powiem. Normalnie dałbym link do Wikipedii, ale nie dam na wszelki wypadek, bo mi redaktor z bloga PoLudzku.com powiedział ostatnio, że dawanie linków może być obraźliwe. Że niby się z was tym linkiem śmieję. Że wy nie wiecie a ja wiem. Tak że w świecie gdzie nikt nikogo nie obraża, ty musisz wiedzieć, ale ja ci nie mogę wyjaśnić. No co poradzę, ludzie w Polsce strasznie obrażalscy.
I między innymi też z tego powodu, rozwiązanie polskie zawsze musi pozostać możliwą opcją. Bo nie zabraknie na świecie ludzi, których pierwszym językiem jest język siły.
I wtedy, tak jak mówi Biblia: „Jesteś miłościwy dla miłościwego, względem męża szlachetnego jesteś szlachetny, względem czystego okazujesz się czysty, wobec przewrotnego jesteś przewrotny”.
W wersji polskiej można by jeszcze dodać: „wobec buraka jesteś buraczany”.
Tak mówi Biblia, a ja mówię: wśród przedsiębiorców nie ma miejsca na takich ludzi. Bo biznes to służenie. A nie rozstawianie ludzi po kątach.
Dlatego jeżeli z januszowcem postąpisz po angielsku, większy pożytek dla ciebie. Ale kiedy postąpisz z nim po polsku, większy pożytek dla innych.
Bo wierzę, że im więcej polskiego podejścia spotka się z odporem, tym lepiej rozkwitnie podejście angielskie. Którego sobie i wam życzę jak najwięcej.