Mam do wyboru dwa sposoby na życie.
Pierwszy: żyć i zarabiać, robiąc dla innych coś, co chcą mieć albo z czego chcą korzystać.
Drugi: robić dla ludzi coś co jest dla nich dobre, fajne, pożyteczne, ale niekoniecznie chcą za to płacić.
Teraz żyję według tego drugiego sposobu. Śpiewam, piszę, robię filmiki, podcasty, grę, po to żeby gdzieś tam coś tam w głowach komuś tam poprawić na lepsze. A przy okazji, żeby było to śmieszne, fajne, ciekawe, bo inaczej w ogóle tego nie zobaczy. To działa dzięki patronom, co dają mi co miesiąc trochę kasy.
Patronów na Patronite jest 41. To są fajni ludzie i rozumieją jak świat działa, więc dają razem 1810zł, żebym mógł nie myśleć o sobie.
Ale ludzie, koszt mieszkania to jakieś 2500zł… A średnia płaca to teraz 4800zł. A ja jako programista to mógłbym sporo więcej zarabiać. I to pracując tylko 8 godzin dziennie.
Więc?…
Więc dla mnie osobiście, z punktu widzenia moich interesów, to co robię, to jest nonsens. Jestem jakiś nienormalny, bo przecież gdybym zaczął myśleć tylko o sobie, to by mi było dużo łatwiej. Nie jestem przecież urzędniczką, co się panicznie boi wylecieć z posady, bo nic nie umie. Ja jestem programistą. Tłumaczem. Dyrektorem spółki. Księgowym. Montażystą audio i video. Dziennikarzem. Pisarzem. Dobra, starczy, wiecie o co mi chodzi: że mogę robić co innego.
I byłoby mi łatwiej, ale dalej wydaje mi się, że to co robię publicznie jest bardziej pożyteczne dla innych. Nigdy nie dostałem maila od klienta, któremu robiłem program, że mu kilka godzin mojego gadania, zmieniło życie na lepsze. Ani ktoś, komu pisałem tłumaczenie dokumentów, nie mówił mi później, że się strasznie tym wzruszył. Z drugiej strony z piosenek to ja mam z 200 złotych na rok.
Co zrobić, wolny rynek nie jest taki idealny. Ludzie nie zawsze najwięcej płacą za to, co jest dla niech najlepsze albo najcenniejsze. Często gotowi są wydać mnóstwo za rzeczy bezwartościowe, a to, co naprawdę cenne bywa, że jest zupełnie za darmo. Jest to dziwne, ale tak to działa.
Więc ja chciałbym jeszcze parę rzeczy powiedzieć i paru nauczyć. I trochę pośpiewać i zrobić grę i móc pogadać z ludźmi co czwartek na żywo.
Ale jak mi bilans spadnie poniżej zera to koniec działalności. Dokończę wtedy to, co jest do dokończenia i znikam. Zajmę się czymś cichym.
I przede wszystkim będę wdzięczny! Bo przecież i tak to jest jakiś cud, że ja mogę robić tak kompletnie niekomercyjne rzeczy tak długo. Że piszę książki, których się nie da sprzedać. Że śpiewam piosenki, których się nie da wypromować. Że gadam po ludzku o Bogu, od czego się odcinają wszyscy, którzy mieli przybliżasz ludziom Boga. Bo przecież nie wypada.
I że to wszystko tak bardzo po ludzku i zwyczajnie, bez udawania, bez grania ról, bez zabawy w celebrytów, bez robienia z ludzi jakichś internetowych ćpunów. W czasach, kiedy nic do nikogo nie trafia, poza wizją posiadania. W czasach kiedy każdy chce słuchać tylko tego, co go kręci, w nosie ma to, co dla niego dobre. „Podobanie” stało się jakimś nowym bogiem.
Prawda że trudno mi usiedzieć na dupie i nic nie robić, jak widzę taki świat dookoła. Zwłaszcza jak wiem już, że czasem potrafię trafić z czymś trzeźwiącym do człowieka, bo mam jakieś unikalne połączenie zaangażowania i dystansu, rozumiem trudne rzeczy i umiem prosto je pokazać. I lubię ludzi.
No ale sam też chcę jeść i spać i mieć ciepło w zimie. Ale przede wszystkim chciałbym mieć chociaż trochę nadziei, że nie gadam do ściany, że może są inni co powiedzą, że warto zaryzykować jakąś dychę na miesiąc, żeby ktoś mógł próbować coś zmienić w umysłach ludzi, zwłaszcza takich, co są niewdzięczną grupą docelową. Ludzi, na których akurat nie jest moda, żeby do nich gadać.
Więc krótko: zostań patronem, żebym nie myślał tylko o sobie.
A jak powiesz: właśnie najwyższa pora, Martin, żebyś zaczął myśleć o sobie, dość już tego internetowania! No to wtedy też dobrze. Hej, myślenie o sobie to dla mnie raczej przyjemna wizja. Wtedy nie zostań patronem.
Ale jak widzisz, że wcale nie jest pora myśleć o sobie, to wejdź na stronę Patronite, znajdź tam Odwyk, zadeklaruj od 5 do 200 złotych i zostań patronem.