Wierzę w studia

2017-09-25Blog164369

W Polsce tradycja nakazuje iść do liceum a potem na studia. Tradycja, ewentualnie wiara. Religia. Co by to nie było, na pewno nie rozum.

Ja studiowałem łącznie 5 lat, trzy razy. Pierwsze studia mi zaszkodziły. Drugie były zbędne. Trzecie się przydały.

Dziś uważam, że klasyczne studiowanie ma tyle sensu co wysyłanie papierowych listów do przyjaciół. No bo OK, wszyscy wiedzą, że są alternatywy, jak mail, telefon, internet. Ale my uprzemy się, żeby używać atramentu i papieru. Ok, może i wszystko trwa wielokrotnie dłużej, może jest wielokrotnie droższe. Ale za to jak ten papier pachnie!

Studia też pachną. Mają swój klimat. Ale, żeby dla zapachu poświęcać pięć lat życia?

Nie mówię, że w 100% przypadków nie warto. Mówię, że w 90% przypadków nie warto. Bo w tych 90% przypadków to za wysoka cena za dobrodziejstwo bycia zmuszanym do wysiłku i możliwość stałego kontaktu z ludźmi o podobnych zainteresowaniach (bo to główne korzyści, które studiowanie daje). To pierwsze może faktycznie przeważyć szalę, bo kto się sam nie potrafi zmusić do uczenia, ten może albo polegać na przymusie albo nic nie robić. Znam ludzi, którzy zrezygnowali ze studiów albo pracy na etat w imię lepszych alternatyw, a później się okazało, że oszczędzony czas przeznaczyli na Facebooka, gry i YouTube. W ich przypadku okazało się, że głupio zrobili.

Oczywiście, najlepiej by było przede wszystkim nauczyć się samodyscypliny. Kto tego nie potrafi, temu faktycznie zostaje niewiele do wyboru.

Ale nie w tym rzecz. Bo my tu rozmawiamy o argumentach, o korzyściach, o plusach i minusach. Ale rzecz w tym, że mało kto tak podchodzi do tematu. Nie ma żadnego rozsądku. Nie ma żadnej kalkulacji. Nie ma myślenia o korzyściach, kiedy w grę wchodzą wierzenia religijne.

A wiara w studia jest religią.

Musi nią być. Bo tylko irracjonalny, religijny dogmatyzm może wytłumaczyć te charakterystyczne agresywne reakcje ludzi, kiedy tylko poddasz w wątpliwość konieczność studiowania. Powiesz: „co ci dały studia”, a człowiek robi się czerwony i atakuje cię tak, jakbyś obraził jego prywatną, osobistą matkę boską.

Spotkałem ludzi, którzy pytani o to, na ile im się w obecnym życiu przydało te 5 lat studiowania (robią całkiem co innego niż studiowali), przyznawali, że niewiele. Kiedy rzucałem bardziej szczegółowe pytania, okazywało się, że nie niewiele, tylko nic. Wiem dobrze, że gdybym drążył dalej, okazałoby się, że im studia zaszkodziły. Więc nie drążę, bo po co. Już po ptokach. Co człowiek zmarnował, to już zmarnował, niech sobie już teraz wierzy w co chce.

Ale ci sami ludzie zapytani na koniec o to, czy studia są potrzebne odpowiadają bez namysłu: tak. I rekomendują studiowanie każdemu.

Czuję się wtedy tak, jakbym pytał Świadka Jehowy o to, czy da się nawracać ludzi bez garnituru.

Studia są jak garnitur Świadków Jehowy – nikt się nie zastanawia po co to komu. Ani czy to korzystne czy szkodliwe. Po prostu są, i po prostu tak trzeba. I już. Bo skoro są, to widocznie po coś są. Bez powodu by nie były, więc nie trzeba się nad powodem zastanawiać.

Studia są jak papier w czasach czytników e-booków: co prawda czytniki są lepsze pod każdym względem, ale wszyscy dalej kupują papier. Jak zapytasz dlaczego, to ci powiedzą, że ładnie pachnie.

Hm, kupowanie książek do wąchania. Hm, chodzenie na studia dla dyplomu. Nie widzę różnicy.

Paranoja studiowania dotyczy nie tylko Polski, nie wyobrażajmy sobie, że mamy monopol na głupotę. W Stanach Zjednoczonych studia są bardzo drogie, ale nawet to nie zniechęca ludzi przed uprawianiem swojej religii. Żeby więc studiować, młodzi ludzie masowo zaciągają długi. Spłaciliby je później bez problemu, gdyby faktycznie studia dawały im to, co sobie wyobrażają, że im dadzą.

A dają?

O tym, że realia zupełnie rozmijają się z nadziejami studentów, świadczy najlepiej rosnący w nieprawdopodobnym tempie dług studencki. W 2017 roku wynosi już 1450 miliardów dolarów – i ciągle rośnie.

Ile to jest? To jest mniej więcej tyle ile wydało całe państwo polskie przez ostatnie 20 lat. Za kasę przepuszczoną przez studentów amerykańskich można by finansować 500+ przez 130 lat, a wszystkie polskie uniwersytety przez 435 lat!

Jest 44 milionów zadłużonych studentów, a średnie zadłużenie na łebka to 37 tysięcy dolarów. Będzie na to biedaczyna pracował długo i smutno. Przekonanie o swojej wyższości intelektualnej szybko mu przejdzie. Polskiemu studentowi niestety zostaje dłużej.

Trudno o wyraźniejszy dowód na to, że życie oparte na studiowaniu się już nie sprawdza.

Ale jeżeli nawet to nie odstrasza Amerykanów przed studiowaniem, jeżeli nawet to nie nadszarpuje świętej wiary w chwalebne studia to co dopiero mówić o Polsce, gdzie studia są praktycznie darmowe!

Nie warto być religijnym w kwestii studiów. W kwestii studiów warto być rozsądnym. W 2017 roku studiowanie to tylko jeden ze sposobów zdobywania umiejętności, wiedzy, obycia i kontaktów. Sposób archaiczny (w Polsce przerażająco archaiczny), ale to nie znaczy, że w pewnych wypadkach nie może okazać się najlepszym wyborem.

Nie okaże się nim jednak, kiedy zamiast szukać najlepszych sposobów na inwestowanie w swoje życie, wybierasz najłatwiejszą i najszybszą alternatywę: religię. Wiarę w dogmaty.

Co zrobić se sobą – to zawsze trudne pytanie. Studiować – to wybór najłatwiejszy. Wystarczy wyłączyć myślenie i zdać się na obowiązujące powszechnie wierzenia. Zostać człowiekiem religijnym.

Ja stoję na stanowisku, że rozsądek jest trudniejszym, ale lepszym wyborem niż religia i dogmaty.

Martin Lechowicz

A jeżeli masz młodych przyjaciół, wyślij im link do tego tekstu. Jeżeli nie są zbyt głęboko religijni, da im to do myślenia. Jeżeli są, bardziej im już nie zaszkodzi.

Podziel się z głupim światem