Duch katolicyzmu

2012-10-26Blog1684

We wczorajszym Raporcie Martina w radiu KonteStacja zaryzykowałem z tematem, o którym w Polsce nie da się normalnie rozmawiać. Z tematem katolicyzmu.

Musiałem mieć chyba zaburzenie umysłu, żeby w ogóle ruszać ten temat.

Komentarze pod odcinkiem mnie nie zaskoczyły. Nie przytoczę, bo raczej nie ma co przytaczać. Przy każdym bardziej złożonym zagadnieniu, jakie poruszam, mam wrażenie, że lepiej by było gadać do ściany, bo zrozumie tyle samo, ale za to nie będzie irytować wygadywaniem głupot.

I nawet nie tyle o głupoty chodzi, co o postawę pod tytułem „znam się na tym, bo gdzieś przeczytałem” oraz „analiza teoretyczna jest ważniejsza niż stan faktyczny”. Przykładowo, najwięcej na temat protestantyzmu i jego wad wypowiadają się ci, którzy w kościele protestanckim w życiu nie byli, a pastora to widzieli ostatnio na filmie. Skąd wiem? Bo piętnaście lat chodziłem do najróżniejszych kościołów protestanckich, ewangelicznych, więc widzę, kiedy ktoś nie ma pojęcia o czym mówi. To taka sama „wiedza” jak ta, że Żydzi robią macę z krwi katolickich dzieci.

Inni z kolei mówią, żeby nie mieszać tematyki religijnej z wolnorynkową. Brzmi dobrze. Ale to absurd. Ekonomia to wiedza o ludzkim działaniu. To ludzie kupują, sprzedają, zakładają firmy, idą do pracy. Ludzie, nie automaty, nie liczby, nie statystyka. To ludzkie działanie zaczyna się w ludzkim umyśle, w poglądach, uczuciach, przekonaniach. A czy religia, i sposób jej praktykowania, nie ma wpływu na człowieka?

Bez mieszania katolicyzmu z życiem społecznym, nie sposób zrozumieć cokolwiek z tego, co się wokół nas dzieje. Przegapimy przyczynę, zauważając skutki.

A duch katolicyzmu unosi się wszędzie.

Polacy mówią po katolicku. Myślą po katolicku. Widzą po katolicku. Ich relacje z przyjaciółmi są katolickie. Etos pracy jest katolicki. Poglądy polityczne oczywiście też.

O co mi chodzi z tym „duchem”? Wcale nie o kościół. Ani o księży. A już najmniej o Boga, Jezusa i Matkę Boską.

Chodzi o ducha.

Nie trzeba być katolikiem, żeby mieć ducha katolicyzmu. Nie wystarczy nie być katolikiem, żeby go nie mieć.

Czym on jest, ten cały duch i dlaczego to jest w ogóle warte gadania?

Bo to on, uważam, odpowiada za odwieczne złogi dziadostwa, bylejakości i polskiej miernoty. To właśnie on przeszkadza inicjatywom, tępi odwagę, obrzydza bogactwo, boi się inności. Jednostkową odpowiedzilalność zamienia na odpowiedzialność grupową. Autorytetom daje przywilej bycia nierozliczalnym. Każe uznawać nie zasługi człowieka, ale jego pozycję w Hierarchi, świętej, bo nietykalnej. Instytucje stawia ponad człowiekiem.

To ten duch każe odmawiać wspólnie, jednym głosem „Ojcze nasz„, zamiast powiedzieć co się naprawdę myśli, każdy indywidualnie, każdy po swojemu.

Co lub kto sprawia, że w filmie „Dzień Świra” Polacy stojąc na balkonach odmawiają jednym, wspólnym głosem „Modlitwę Polaka”?

Kiedy ranne wstają zorze
Kiedy głowę do snu złożę
Modlitwę swoją zanoszę
Bogu Ojcu i Synowi
Dopierdolcie sąsiadowi

To właśnie on dyktuje każdemu słowa do ucha i nadzoruje cały proces, żeby było równo, żeby tak jak trzeba, tak jak się powinno: on, duch katolicyzmu.

Duch katolicyzmu jest przeciwieństwem wolności.

Ja mówię: myśl samodzielnie. On: słuchaj autorytetów.

Ja: instytucja ma się podporządkować człowiekowi. On: człowiek ma się podporządkować instytucji.

Ja: poprawiaj przyszłość. On: zachowuj przeszłość.

Ja: masz szansę na wszystko. On: masz gwarancję minimum.

Ja: masz być sobą. On: masz przynależeć.

Ja: zmieniaj swoje otoczenie. On: dostosuj się do otoczenia.

Nic bardziej niż duch katolicyzmu nie trzyma nas w więzieniu ograniczeń, niczym Matrix. Od małego nasiąkamy wzorcami zachowań: siedź, wstań, klęknij, odmawiaj jednym głosem, bądź jak wszyscy, uznawaj autorytety, czcij co Instytucja podaje ci jako świętość, a wtedy będziesz dobrym Polakiem.

Bo bycie Polakiem bez ducha katolicyzmu jest niemożliwe. To też on wymyślił.

Wielu ludzi przestaje więc być katolikami w nadziei, że uwolnią się od ducha katolicyzmu. Że przestaną się czuć jak w ciągłym więzieniu, bać się zrobić to co naprawdę by chcieli. Gdzie tam! Wpadają z deszczu pod rynnę, bo teraz znaleźli Wroga: Kościół. A kiedy pojawia się wróg, wtedy duch katolicyzmu staje się najbardziej widoczny i najbardziej niebezpieczny: instynkty stadne przesłaniają resztki indywidualizmu, i stado ogłupiałych Ateistów i Racjonalistów powstarza bezkrytycznie wszystko co powie nowy papież: Dawkins. Wróg się zmienił. Postawy zostają te same.

Nie mam wątpliwości, że Bóg nienawidzi ducha katolicyzmu. Bo Bóg Biblii – czytałem – daje wolność, uwielbia różnorodność, nie uniformizm, mówi do człowieka, nie do instytucji. Lubi te rzeczy, których duch katolicyzmu nienawidzi.

Nie wierzę, że da się w Polsce coś na większą skalę zmienić, póki ta zaraza, ten rak, ta stchęlizna unosi się dusznym odorem w powietrzu. Wiecie dlaczego tak naprawdę najbardziej wartościowi ludzie stąd uciekają? Nie, to nie przez pieniądze. To dlatego, że się duszą.

Nie ma szans na prawdziwe, trwałe odrodzenie, przebudzenie się ludzi w tym kraju, dopóki nad Polską panuje niepodzielnie duch katolicyzmu. Póki ludzie żyją w strachu przed tym czy aby robią to co powinni. Póki odczuwają przymus wewnętrzny szukania, który sposób myślenia jest ten jedynie słuszny. Póki widzą innych ludzi zawsze przez pryzmat kto do czego należy. Kiedy reagują odruchowym posłuszeństwem na każdy symbol Władzy i Autorytetu, i zgadzają się na wszystko – byle tylko należeć.

Duch katolicyzmu. Nie miejscie złudzeń. On nienawidzi wolności.

Podziel się z głupim światem