Nie chcę nikogo martwić, ale jesteśmy tuż przed kolejnym kryzysem.
Przy czym nie wiadomo dokładnie co to znaczy „tuż”.
Wiadomo za to, że sytuacja na amerykańskiej giełdzie jest mniej więcej taka jaka była w roku 2008, 2000 i 1929. Co było w tych latach? Kryzysy.
Kto nam powiedział, że sytuacja jest zła? Matematyka. A dokładniej: wskaźniki giełdowe.
Przykładowo wskaźnik Shillera P/E. Wyraża on stosunek ceny akcji firmy do zarobków tej firmy w ciągu 10 lat, po uwzględnieniu inflacji. To bardzo pożyteczny wskaźnik, bo pokazuje on z grubsza czy cena akcji jest za wysoka czy za niska w stosunku do wartości firmy.
Dzisiaj ten wskaźnik wynosi 29.33 (można to sprawdzić tutaj). To jeden z najwyższych poziomów w historii. Tak wysoki wskaźnik P/E był tylko dwa razy w historii giełdy USA: przed Wielkim Kryzysem z 1929 i przed kryzysem spółek internetowych w 2000.
To oczywiście nie znaczy, że nie może dalej rosnąć. Ależ może. Głupota ludzi (albo jak kto woli: ślepy, irracjonalny optymizm) jest nieograniczona. Rosnąć więc może – ale nie może rosnąć w nieskończoność.
Wszystkie wskaźniki (P/B, P/S czy inne) tym, którzy umieją je czytać mówią jedno: giełda jest napęczniała jak bąk, wszyscy kupują jak pomyleni, nie patrząc czy drogie czy tanie.
Kiedyś kupowano udziały i akcje w firmach po to, żeby stawać się współwłaścicielem interesu, który zarabia i przynosi pieniądze.
Dzisiaj dywidendy spółek giełdowych są na najniższych poziomach w historii (popatrz na ten wykres). Znaczy: firmy mają coraz mniejsze zyski, coraz rzadziej się nimi dzielą z właścicielami a ludzie dalej chcą kupują jak opętani. Czy oni wszyscy wiedzą coś, czego ja nie wiem?
Przykładowo…
Airbnb – znamy i lubimy. Fajne rzeczy robią. Tyle, że pierwszy raz firma przyniosła jakikolwiek zysk dopiero w 2016. Przynajmniej tak głosi niepotwierdzona plotka z nieznanego źródła. Kogoś to zraża? Nikogo! Firma zebrała tyle pieniędzy od nakręconych inwestorów, że nie wie co z nimi robić. Aktualnie siedzą na 3 miliardach dolarów i drapią się w głowę, na co to wydać. Ale kwitną optymizmem: mimo, że nic do tej pory nie zarobili, przewidują, że w 2020 roku firma będzie przynosić… 3.5 miliarda zysku! Niedorzeczność kompletna, ale co ja tam wiem. Skoro wszyscy im wierzą, to musi być prawda. Jak tylko spółka wejdzie na giełdę, jest pewne, że będzie warta grube miliardy. Wszyscy na to czekają.
Snapchat – jeszcze nigdy nie przyniósł zysków, za to co roku zwiększa straty. W ubiegłym roku straty wyniosły już pół miliona dolarów. I co? A nic, spółka jest na giełdzie. Bardzo popularna, chętnych do kupowania nie brakuje. Ta firma, która do tej pory jeszcze niczego nie zarobiła i wszystko wskazuje na to, że już nigdy nie zarobi, jest wyceniana na 25 miliardów dolarów. Kurs jest stabilny i wszyscy widzą świetlaną przyszłość. Oprócz mnie.
Uber – aktualnie najmodniejszy symbol sukcesu nowoczesnych technologii jest chyba rekordzistą w nonszalanckim prowadzeniu biznesu. Firma wyceniana na 68 miliardów dolarów rok temu zarobiła dla swoich właścicieli minus 3 miliardy. Czy po prostu: straciła. Większość przepuścili na budowanie rynku w Chinach, z którego na koniec się wycofali.
Tak się teraz inwestuje: nie na podstawie faktów, ale na postawie optymistycznego myślenia.
I Amerykanie biją w tym Polaków na głowę. Bo Polak mówi: jakoś to będzie, Amerykanin mówi: będzie super!
To wszystko prowadzi do jednego wniosku: ludzie kupują nie dlatego, że to co kupują, jest coś warte. Nie obchodzi ich w ogóle co jest ile warte. Kupują, bo jest modne. Kupują, bo jest trend. Kupują, bo inni kupują i trzeba ich wyprzedzić.
Ta paranoja musi się w którymś momencie skończyć. Tak jak się skończyła w 1929. I w 2000. I w 2008. Gdyby zapytać wskaźników giełdowych, kiedy będzie ten moment, to mówią, że właściwie to jakoś mniej więcej teraz.
Co jest dobrym momentem, żeby zerknąć w swoje finanse. I może przełożyć to i owo z bardziej ryzykownych szufladek do mniej ryzykownych szufladek. Na przykład sprzedać modne akcje. Na przykład nie trzymać wszystkiego na koncie w banku. Na przykład kupić niemodne złoto.
Złoto akurat to żadna inwestycja. Ale kiedy pada deszcz to się szuka dachu, a nie buduje dom.
Więc jak nie masz lepszego pomysłu, to ja proponuję albo kupić złotą monetę i schować pod kołdrę albo skorzystać choćby z BullionVault.
To jest serwis, przez który możesz kupić złoto. I co ważne, jest to fizyczne, istniejące złoto, złoto w sztabkach w sejfie. Kupisz i sobie jest. Śpi na półce. Czeka.
Bo złoto nie jest do inwestowania, złoto jest dla cierpliwych. Takich co sprawdzają stan konta nie co dwie godziny, tylko co dwa lata.
Ja korzystam z tego BullionVault od 2013 roku. Złoto kosztowało wtedy 26500 funtów za kg, dzisiaj kosztuje 31500. Kto mnie wtedy posłuchał, ten ma dziś 20% więcej.
Nie ma za co.
Dalej jest sens kupować, bo złoto jest bardzo tanie. Jest mniej więcej tak niedocenione, jak przecenione są akcje Snapchata. Jest to skutek tego, że ludzie są od kilku lat w fazie totalnego optymizmu i pełnego zaufania do banków, waluty i państwa. Łatwo się dać ponieść.
Zwłaszcza jak się ma pamięć, która sięga tylko kilka lat wstecz.